Kolorowo ubrani i bardzo pozytywnie nastawieni do otoczenia kibice z Meksyku mieli przed starciem z obrońcami tytułu praktyczne podejście do kwestii wyniku:"Marzy nam się zwycięstwo, ale remis też będzie bardzo dobrym wynikiem" - przyznało trzech stojących tuż przed wejściem na trybuny fanów, którzy - jak się okazało - przybyli z Monterrey.Kiedy usłyszeli, że polscy piłkarze grali w tym upalnym mieście wszystkie mecze grupowe mundialu w 1986 roku, zaczęła się wspominkowa rozmowa o tamtym turnieju. Dyskusję zwieńczyły zachwyty nad bramką "nożycami" Manuela Negrete w spotkaniu Meksyku z Bułgarią (2:0), wybraną niedawno w plebiscycie FIFA najładniejszym golem w historii mistrzostw świata."Ale rozumiemy, że dzisiaj będziesz nam kibicował?" - dopytywali się na koniec.Praktyczne było również podejście Meksykanów do tematu zaopatrzenia w napoje. Przed meczem wielu z nich można było zobaczyć na Łużnikach z czteropakami piwa w każdej ręce. To były specjalne tekturowe "urządzenia", pozwalające utrzymać kubki ze złocistym płynem.Meksykańskich kibiców widać było od wielu dni w Moskwie, zawsze barwnych i często rozśpiewanych. Już wtedy można było przypuszczać, że zapewnią swoim piłkarzom ogromne wsparcie. I rzeczywiście, na największym obiekcie tegorocznego mundialu Meksykanie, wspierani m.in. przez Peruwiańczyków i Brazylijczyków, swoją liczebnością przewyższali i tak dość licznych Niemców.Ale nie tylko dzięki imponującej frekwencji piłkarze Juana Carlosa Osorio mogli poczuć się jak u siebie. Również dzięki gromkiemu i popularnemu, szczególnie w Meksyku, okrzykowi "ole", który rozlegał się wówczas, gdy byli przy piłce.W 35. minucie, po bramce dynamicznego skrzydłowego Hirvinga Lozano, ponad połowa stadionu oszalała z radości. Takiego hałasu nie było tu nawet na meczu otwarcia, gdy Rosja strzeliła pięć goli Arabii Saudyjskiej.Wynik do końca nie uległ zmianie. Szczęśliwi gracze Meksyku zaczęli klękać na murawie, wznosząc ręce w kierunku nieba. Niektórzy, jak Javier "Chicharito" Hernandez, płakali ze wzruszenia. Meksykańscy fani też z trudem ukrywali emocje."Co teraz? Półfinał. A nawet więcj, finał!" - stwierdził młody kibic z Guadalajary, ubrany w koszulkę z numerem 18 na plecach i nazwiskiem Andresa Guardado. A inny, z przedmieść stolicy kraju - Meksyku, dodał: "Jeżeli pokonaliśmy mistrzów świata, to kogo mamy się tu bać?".