Łukasz Piszczek pękł już w pierwszym meczu, Robert Lewandowski w dobrej formie strzeliłby co najmniej dwie bramki, a Wojciech Szczęsny wpuścił niemal każdy strzał, który leciał w bramkę. To jednak nie oni, ale Piotr Zieliński jest największym przegranym tego mundialu. Może dlatego, że za duże pokładam w nim nadzieje? I nie chodzi o to, że widzę w nim piłkarza z kosmosu, który już dziś zasługuje na transfer z do Liverpoolu. Nie, ja w Zielińskim widziałem i wciąż staram się widzieć lidera reprezentacji na lata, choć z każdym reprezentacyjnym meczem ta wizja staje się mglista niczym po wypiciu kolejnego piwa. Płacz przy linii bocznej Na razie do Zielińskiego słowo "lider" pasuje jak określenie "skromność" do Zlatana Ibrahimovicia. Na konferencjach prasowych czuje się nieswojo, do wywiadów się nie pcha, w kadrze nie jest duszą towarzystwa. A gdy ma przemówić na boisku, to nagle zapomina jak to się robi. Jakiś czas temu rozmawiałem z Janem Dulanowskim, prezesem Orła Ząbkowice Śląskie, pierwszego klubu Zielińskiego. Wspominał, że ośmioletni Piotruś popłakał się, gdy załatwiono mu, by mógł zagrać ze starszymi chłopakami. Minęło sporo czasu i wydaje się, że Zieliński wciąż nie dorósł do grania z tym lepszymi i bardziej znanymi, przynajmniej w reprezentacji. Pierwszy sygnał, że coś jest nie tak, wysłał już podczas Euro 2016. Wyszedł w podstawowym składzie na Ukrainę, ale kompletnie się spalił. Tak bardzo, że Adam Nawałka zdjął go w przerwie i do końca turnieju nie wpuścił już na boisko. Minęły dwa lata, a w przypadku młodych zawodników to szmat czasu. Zieliński pograł w porządnym klubie (Napoli), zdobył z nim wicemistrzostwo Włoch, okrzepł, pokazał się na wysokim poziomie, ale w kadrze zmienił się niewiele. Miał "ciągnąć" grę, a często ją spowalniał. Miał posyłać ostatnie podania, a na ogół je psuł. Miał brylować, a zbierał krytykę i to w pełni zasłużoną. Grał tak źle, że można gorzko żartować, iż przez 258 minut spędzonych na murawie podczas mistrzostw świata, podjął tylko jedną trafną decyzję - gdy w meczu z Japonią oddał dośrodkowanie z rzutu wolnego Rafałowi Kurzawie, po którym wpadła bramka. Kwadrans ciągnie się wieczność Zieliński absolutnie zasłużył na krytykę, ale powinien przejąć się nią także ktoś w reprezentacji. W końcu to nie Sławomir Peszko, który od ciągnięcia za uszy powinien mieć je tak duże, jak od Warszawy do Moskwy. Nie, Zieliński to ważny gracz wicemistrza Włoch i choć nie jest tam etatowym podstawowym zawodnikiem, to w minionym sezonie zaliczył aż 36 spotkań ligowych, a w Lidze Mistrzów większość meczów zagrał od pierwszej minuty. To nie może być zawodnik aż tak słaby, jak pokazało Euro 2016 i mistrzostwa świata w Rosji. Ale mimo to coś w układzie Zieliński - reprezentacja nie funkcjonuje. Coś, a może wszystko. Po każdym nieudanym kopnięciu piłki można mieć pewność, że Zieliński kolejny kwadrans ma już z głowy, a potem ten kwadrans ciągnie się do godziny, dwóch, aż do 258 minut, które rozegrał na mundialu. Za dwa ostatnie wielkie turnieje na Zielińskim powinno postawić się krzyżyk, bo jeśli w tym czasie rozgrywający nie posyła żadnego (!) otwierającego podania, to znaczy, że na rolę rozgrywającego nie zasługuje. Ale wiemy też, że Zieliński w Napoli to zupełnie inny piłkarz i przekreślenie go w wieku 24 lat będzie błędem, bo na takiego zawodnika czekaliśmy mniej więcej od czasów Mirosława Szymkowiaka. Kto znajdzie klucz? Pomocnik Napoli to jednak ktoś więcej niż tylko rozgrywający na teraz, to także człowiek, wokół którego można budować polską ofensywę na lata. Tak jak wokół Bednarka i Bereszyńskiego chcemy konstruować defensywę, o Miliku i Kownackim myślimy w kontekście strzelania bramek, tak Zieliński te piłki powinien rozgrywać. Ale nie ten obecny, wystraszony, bezproduktywny Zieliński, ale nowy, grający tak jak w Napoli i wymieniany w kontekście wielkich transferów. Być może pomysł na nowego Zielińskiego ma Adam Nawałka, być może ktoś musi mu w tym pomóc, a może klucz do niego znajdzie nowy selekcjoner. Ważne, by mimo wielkich rozczarowań jeszcze go nie skreślać. W końcu Robert Lewandowski (i to dużo starszy) też swego czasu w reprezentacji zawodził na całej linii, ale później wprowadził ją na dwa wielkie turnieje. Piotr Jawor