Sytuacja przed niedzielnym meczem Polska - Kolumbia w Kazaniu wymyka się wszelkim przewidywaniom. Kto przypuszczał przed mundialem, że już w drugim spotkaniu zarówno jedna, jak i druga drużyna - uważane przecież za faworytów w dość wyrównanej grupie - będą walczyć o przetrwanie? Od dziennikarzy kolumbijskich usłyszeliśmy, że w ich kraju nikt. Tymczasem faktem jest, że podopieczni Adama Nawałki i Jose Pekermana po porażkach z Senegalem i Japonią mają nóż na gardle. Dlatego to będzie również wielki test na zarządzanie trochę nieoczekiwanym kryzysem. - A może sytuacja, która się wytworzyła - że obydwa zespoły mają świadomość stawki meczu - będzie dla nas atutem i wyzwoli pozytywną energię - mówi nam Sebastian Mila, były reprezentant kraju, dzisiaj ekspert TVP. O pozytywnej energii wie niemało, bo to on był bohaterem historycznego meczu z Niemcami, w październiku 2014 roku, jednego z kluczowych za kadencji obecnego selekcjonera. Kadra Nawałki trochę nas przez ostatnie lata rozpieściła. Kwalifikacje na Euro 2016 i na mundial przeszła suchą nogą, nawet jeśli po drodze zdarzało się od czasu do czasu drobne hamowanie, jak choćby w Kopenhadze przeciwko Danii (0-4). Po mistrzostwach Europy we Francji reprezentacja też pozostawiła dobre wrażenie, nawet jeśli gdzieniegdzie pojawiał się niedosyt, bo w końcu przy odrobinie szczęścia można było zajść trochę dalej niż do ćwierćfinału, a nie wyjeżdżać po pechowo przegranej serii jedenastek z Portugalią. A jednak w tej powodzi pozytywnych słów, na które polska reprezentacja zasłużyła w ostatnich latach często umyka jeden fakt. Drużyna Nawałki wielokrotnie pokazała, że potrafi grać nawet przeciwko wymagającym rywalom, jeśli ma sytuację pod kontrolą, a jeszcze lepiej, gdy strzela gola jako pierwsza i nie musi gonić wyniku. Tak było na Euro, szczególnie w fazie pucharowej przeciwko Szwajcarii i Portugalii. Znacznie gorzej było wtedy, gdy kadra traciła gola jak pierwsza. Wówczas odrobienie strat okazywało się niemożliwe. Nie udało nam się to ani w spotkaniu z Niemcami we Frankfurcie (1-3), mimo całkiem dobrej gry, jeszcze w eliminacjach do Euro, ani w Kopenhadze, gdy we wrześniu ubiegłego roku podopieczni Adama Nawałki zmienili się na boisku nie do poznania. Polska drużyna ma duże trudności, jeśli sytuacja nie układa się po jej myśli. Świadczy o tym również ostatni mecz z Senegalem. Najpierw jeden prosty błąd, potem drugi, pogrzebał szanse na dobry wynik, co z kolei wprowadziło dużą nerwowość. U Kolumbijczyków też spokojnie nie jest. Każdy ma świadomość, że marzenia o powtórzeniu sukcesu sprzed czterech lat - czyli dojściu przynajmniej do ćwierćfinału mistrzostw świata - znacznie się oddaliły. Ostatnie miesiące pokazały jednak, że gracze Pekermana nauczyli się wychodzić z opresji, do których sami wcześniej doprowadzili. Najpierw w przedostatniej kolejce eliminacji, gdy nieoczekiwana porażka u siebie z Paragwajem (1-2) nałożyła ogromna presję i zmusiła do osiągnięcia dobrego wyniku cztery dni później w Limie przeciwko Peru. Skończyło się szczęśliwym remisem, choć Kolumbijczycy trochę najedli się strachu. Prawdziwy charakter pokazali jednak wiosną tego roku, podczas meczu z Francją w Paryżu. Szybka strata dwóch goli nie tylko nie podłamała im skrzydeł, ale dodała takiej energii, że gospodarze byli w drugiej części bezradni i ulegli 2-3. Polska też potrzebuje podobnego odbicia w trudnej sytuacji. Może nadszedł właśnie taki moment przeciwko Kolumbii? Remigiusz Półtorak, Michał Białoński i Rafał Walerowski z Kazania