Kamil Glik pokonał daleką podróż przez ostatnie tygodnie. Doznał kontuzji, po której wielu przekreślało jego szansę nie tylko na grę, ale na sam wyjazd na MŚ. Tymczasem przebił się do kadry i zagrał w końcówce spotkania z Kolumbijczykami. Wszedł przy stanie 0-3 i od razu pomógł wypracować jedyną groźną okazję w tym meczu, jaką miał Krychowiak. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, aby twardziel z Jastrzębia-Zdroju wyszedł od początku na Japonię. Na poniedziałkowym treningu sporo z Glikiem rozmawiał trener Adam Nawałka. Michał Białoński, eurosport.interia.pl: Podczas Euro we Francji mieliście stabilny skład, a teraz poligon doświadczalny na wojnie, jaką jest dla piłkarza mundial. Kamil Glik: Wiem, ale co mogę powiedzieć? Czy cię to nie zaskoczyło? - Na pewno po części nas wszystkich zaskoczyło, że na Kolumbię wyszło tak dużo młodzieży, dużo nowych twarzy w reprezentacji i tyle. To był błąd? - Nie wiem, przegraliśmy mecz, więc nie jest to nic, co się opłaciło. Decyzję trenera trzeba jednak uszanować, on uznał, że sobie poradzi. Sporo mówi się o przygotowaniu fizycznym, bo ono chyba zawiodło? - Z przygotowaniem fizycznym ewidentnie było coś nie tak. Ja trenowałem sporo indywidualnie, więc trudno mi to ocenić. Skoro wyglądaliśmy gorzej od przeciwników w obu meczach, to coś jest nie tak. I to nie był jeden-dwóch zawodników, tylko dwudziestu. Zresztą z Kolumbią nie tylko fizycznie, ale pod każdym względem wyglądaliśmy gorzej. W dwóch meczach stworzyliśmy jedną sytuację - Grześka Krychowiaka, w ostatnich pięciu minutach meczu z Kolumbią. Rozmawiałem po meczu z Falcao, pogratulowałem mu, bo zagrał świetny mecz, utrzymywał piłki, tyłem do bramki grał świetnie. Co mówił wam trener po meczu z Kolumbią? - Trener Nawałka po meczu tylko podziękował za walkę, nic więcej świeżo po meczu nie było. Czy kończy się pewien rozdział w kadrze? - Na pewno ta drużyna nie będzie taka sama. Widzieliście dużo młodzieży, ona naciera, pewnie dla nas, starszych zawodników miejsca zabraknie. Uważacie sami, że to jest ich moment. Pozbieracie się na ostatni mecz? - Z Japonią gramy tylko o honor i aż. Pamiętajmy, że to są mistrzostwa świata i trzeba to uszanować. Na pewno nie będzie tam walki na śmierć i życie. A czujesz się małym zwycięzcą przez to, że tu w ogóle zagrałeś, a nie poszedłeś na stół operacyjny z kontuzjowanym brakiem? - Osiągnięciem jest to, że tu przyjechałem, ale nie jestem zwycięzcą. Wygrywamy i przegrywamy razem. Jestem pierwszą osobą, która zawsze porażkę może wziąć na klatę, nawet jak nie gra. Czy myślisz faktycznie o zakończeniu kariery reprezentacyjnej? - Mundial jeszcze trwa, więc poczekajcie. Zobaczymy. Młodzież naciera, sami ją chwalicie. Być może trzeba jej ustąpić miejsca. Jeszcze nie podjąłem żadnej decyzji. Jak każdy, mam różne przemyślenia na różne tematy, życiowe, sportowe. Czy drużyna zaczęła się rozłazić pod względem charakterów? - Myślę, że nie. Cały czas jesteśmy razem. Cztery, pięć miesięcy temu, w eliminacjach byliśmy razem i wygrywaliśmy mecze. I wtedy się o tym nie mówiło i nagle, po dwóch porażkach poruszamy takie tematy. Wiadomo, że są zawodnicy, którzy spędzają więcej czasu ze sobą, inni mniej. W żadnej drużynie nie jest tak, że 23 dorosłych facetów się kocha i chodzi razem na wspólne kolacje. Tak nie jest. Dlatego z mojej perspektywy nie doszukiwałbym się w tym przyczyn porażki. Żadnych tarć wewnątrz drużyny nie było i nie ma. Zamknęliście się przed mediami, na konferencje w Soczi przychodzili zawodnicy drugiego planu. - Ani ja, ani Robert Lewandowski nie ustalamy trenerowi planu udziału w konferencjach. Nie wiem jak było na wcześniejszych MŚ, bo żaden z nas, poza Łukaszem Fabiańskim na nich nie był. Jeśli się z czymś zgodzę, to z tym, że na Euro 2016 sytuację poprawiła obecność naszych rodzin. Mieliśmy większy luz, swobodę, czas wolny dla rodzin. W Soczi nie było rodzin, byliśmy cały czas we własnym gronie, ale to nie ma absolutnie żadnego wpływu na to, że przegraliśmy mecze. To tylko jedna drobna składowa. Z Rosji Michał Białoński, Rafał Walerowski, Remigiusz Półtorak