Zapraszamy na relację na żywo z meczu Urugwaj - Francja Relacja na żywo dla urządzeń mobilnych Francji zawsze grało się z "Urusami" bardzo trudno. Z tymi wojownikami, którzy może nie grzeszą zanadto południowoamerykańską techniką, ale twardości, zawziętości i tego mitycznego już pazura, "garra charrua", nikt im nie odmówi. Teraz również. Choć, prawdę mówiąc, kluczem w pierwszym ćwierćfinale mistrzostw świata może być jeszcze coś innego. Postawa Antoine'a Griezmanna. Lider Francuzów jeszcze się dobrze nie obudził na tym turnieju. Pewnie strzela rzuty karne, jak z Australią i Argentyną, nic nie stracił ze swoich umiejętności, ale w Rosji nie ma jeszcze takiego wpływu na drużynę jak w fazie pucharowej przed dwoma laty na Euro, gdy zmiana ustawienia od drugiej połowy spotkania z Irlandią poczyniła niespodziewane efekty. "Grizou" poczuł się wyzwolony na boisku jak ryba w wodzie. Czy znowu stać go będzie na to w spotkaniu w Niżnym Nowogrodzie, które absolutnie jest dla niego wyjątkowe? Bo mówiąc w niewielkim tylko uproszczeniu, Griezmann jest najbardziej znanym Francuzem wśród Urugwajczyków i "ukrytym" Urugwajczykiem wśród Francuzów. Nie chwali się tym na każdym kroku, ale w kilku wywiadach zdążył przyznać, z niekłamaną przyjemnością, jak bardzo kultura tego niewielkiego kraju go przesiąknęła. Jak nie rozstaje się z charakterystycznym mate, jak lubi typowe w Ameryce Płd. asado, wreszcie - jakim przyjacielem i ojcem chrzestnym jego córki jest... Diego Godin albo jakim idolem Edinson Cavani. Całkiem sporo, by rozwiać wszelkie wątpliwości, czy rzeczywiście na słowo "Urugwaj" serce bije mu trochę mocniej. Przypomnijmy jeszcze jeden szczegół, dzisiaj już trochę zapomniany, choć czasu nie minęło tak wiele. Dokładnie cztery lata temu z niewielkim okładem, gdy Deschamps najpierw testował Griezmanna tuż przed mundialem, a potem wziął go do Brazylii, nie żałując zanadto kontuzjowanego Ribery'ego, ówczesny zawodnik Realu Sociedad wstydził się występować publicznie, bo jego francuski był znacznie gorszy od hiszpańskiego. Ale podstawy kultury urugwajskiej już wtedy znał doskonale, po wielu godzinach spędzonych z serdecznym przyjacielem Carlosem Bueno i trenerem Martinem Lasarte. Jeszcze zanim przeniósł się do Madrytu, by podtrzymywać tę pasję z Godinem, a potem związać się z nim, jakby byli niemal rodziną. Urugwajski obrońca stał się bliski Griezmannowi do tego stopnia, że ten radził się go niedawno, jaką decyzję podjąć w sprawie przyszłości klubowej i ostatecznie został w Atletico. "Nauczyłem go, jak się żyje po naszemu, jaką mamy kuchnię. Ponieważ jestem fanem Penarolu, razem oglądaliśmy u mnie mecze" - przypomina dzisiaj Bueno, były zawodnik PSG. W taki sposób Griezmann został również wielkim kibicem jednego z dwóch największych klubów w Montevideo. Dlatego Luis Suarez może sobie mówić tuż przed meczem, w swoim prowokacyjnym stylu, że "Grizou" nie ma pojęcia, co to znaczy być Urugwajczykiem; że nie wie, ile wysiłku trzeba włożyć, aby z takiego małego kraju wspiąć się na szczyt. Ale doskonale zdaje sobie sprawę, że to tylko gra psychologiczna, konieczna w takim momencie, bo stawka jest już naprawdę wysoka. Zasadnicze pytanie jest jednak inne - kto kogo przechytrzy w sytuacji, gdy z jednej strony Griezmann, a z drugiej Godin i jego młodszy partner z obrony Jose Maria Gimenez nie tylko są przyjaciółmi, ale też znają się z klubu jak łyse konie i wiedzą, jakie kto ma możliwości. Adil Rami nie ma wątpliwości, że najważniejszy gracz Atletico jest po stronie francuskiej, a sam przekonał się choćby w ostatnim finale Ligi Europy, że Griezmann potrzebuje często pół okazji, żeby zamienić ją na gola. Problem w tym, że Godin i Gimenez wiedzą o tym jeszcze lepiej. Choćby dlatego zapowiada się pasjonujący pojedynek, bo nikt nikomu nie odpuści. Tak zaprogramował ich Diego Simeone. A jeszcze jak do tego włączy się Kylian Mbappe ze swoim powiewem szalonej młodości, która nie widzi żadnych granic... Remigiusz Półtorak