Tyle czasu minęło od ostatniego gola, którego napastnik Chelsea wbił w drużynie narodowej, 28 maja przeciwko Irlandii. Co więcej, Giroud rozpoczął wprawdzie mistrzostwa w Rosji na ławce, ale od drugiego spotkania z Peru i od zmiany stylu cieszy się niezmiennym poparciem trenera Deschamps'a, mimo kiepskiej skuteczności. Mimo tego, że nawet żaden z jego siedmiu dotychczasowych strzałów nie trafił w światło bramki rywali. Selekcjoner docenia to, że napastnik daje drużynie równowagę, dobrze współpracuje z Mbappe i Griezmannem, ale też pokazuje się w defensywie. Wystarczająco, aby otrzymać duży kredyt zaufania. A nie zapominajmy, że to najlepszy francuski strzelec, który ciągle gra w piłkę. Giroud strzelił dotychczas 31 goli w drużynie narodowej, tyle samo co... Zinedine Zidane, i jest w tej klasyfikacji wszech czasów już na czwartym miejscu. Spotkanie z Belgią ma jednak dla niego jeszcze inny podtekst. Jeszcze jako zawodnik Arsenalu został poddany ostrej krytyce przez legendę "Kanonierów" Thierry'ego Henry'ego, który jako komentator angielskiej telewizji nie owijał w bawełnę, że z takim napastnikiem londyński klub nie ma szans na wielkie trofea. Dzisiaj "Titi" jest ciągle po przeciwnej stronie barykady - trenuje najlepszych strzelców z Belgii - a Giroud twierdzi, że jego starszy kolega "źle wybrał". Nie mówi tego głośno, ale będzie chciał mu coś udowodnić. Mbappe miał już na tych mistrzostwach chwile chwały, Griezmann również, teraz przyszedł czas na tego trzeciego? Choć, prawdę mówiąc, Francja już raz udowodniła, że nie potrzebuje goli swojego środkowego napastnika, aby zdobyć mistrzostwo świata. 20 lat temu Stephane Guivarc'h nie trafił do siatki ani razu, a jednak podnosił puchar. Giroud pewnie by poszedł na takie rozwiązanie, ale kto, jeśli nie on, wie jak pokonać Thibaut Courtois? Na treningach w Chelsea robił to nie raz. Remigiusz Półtorak