Cel, czyli zwycięstwo z Japonią, został osiągnięty? - Nie, nie wolno nam się oszukiwać. Cel był zdecydowanie inny, wyjście z grupy. A to, co się wydarzyło w meczu z Japonią, to tylko mała osłoda na sam koniec. Powiedziałbym, że to minimum minimum, żeby nie być "totalnym obciachem" i nie zakończyć turnieju z zerową zdobyczą punktową. Mały plusik na tle wielu minusów. Ale przed meczem niemal wszyscy powtarzali, jak on jest ważny. - Oczywiście, że tak. To w końcu spotkanie mistrzostw świata. Chcieliśmy wygrać i bardzo się cieszymy, że się udało. Natomiast w szerszej perspektywie nie możemy być zadowoleni z naszego występu. Musiał Pan prosić trenera o występ w trzecim meczu? - Moje proszenie polega na ciężkiej pracy na treningu. Niezależnie od tego, w jakiej byłem sytuacji i niezależnie od tego, jakie decyzje trener podejmował, zawsze starałem się pracować należycie na treningu. Myślę, że zapracowałem sobie na to minimum, czyli wyjście w meczu o honor. Czy wiedział Pan, że zagra? - Dzień po meczu z Kolumbią trener do mnie podszedł i powiedział, że tak się stanie. Co Pan myśli o końcówce meczu z Japonią, gdy grali wyraźnie na czas, mając zapewniony awans? - Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, szczególnie na takiej imprezie jak mistrzostwa świata. Drużyna Japonii pewnie wiedziała, co się wydarzyło w drugim meczu w naszej grupie, ale to nie pozwala nam się zachowywać tak samo. Dlatego za te kilka ostatnich minut powinno być jedno wielkie "sorry". W pierwszej połowie miał Pan nadspodziewanie dużo pracy jak na tę klasę rywala. - Było trochę strzałów, trochę gry na przedpolu. Mecze nie zawsze są takie, że sobie powiemy: gramy z Japonią, to będzie tak i tak. Trzeba być przygotowanym na wszystko, niezależnie od tego z jakim rywalem się gra. Para stoperów Glik - Bednarek urodziła nam się na kolejne lata? - Nie wiem. Na pewno Kamil jest ważną postacią dla tej kadry i każdy obrońca, który gra z nim w parze, dużo na tym zyskuje. Sama jego obecność na boisku bardzo dużo daje całej grupie. A warunki do gry w tym upale? Pokonaliście jako drużyna 20 kilometrów mniej niż w innych meczach. - To chyba przez te ostatnie 10 minut... Osobiście tego nie odczułem, ale wiadomo, że moje poruszanie się po boisku jest mocno ograniczone. W takich meczach trzeba pić dużo wody. Już w 2. minucie musiał Pan ruszyć sprintem, bo byłoby 1-0 dla Japonii. - Ale sędzia chyba na chwilę podniósł chorągiewkę i pokazał spalonego, choć ją szybko opuścił. Starałem się wszystko umiejętnie ocenić i myślę, że mi się to udało. Pozostał niedosyt, że zagrałeś na mistrzostwach tylko w jednym meczu? - Jeśli jedzie się na mundial i rywalizuje się o miejsce do końca, to po cichu liczy się również, że trener zaufa. Niestety, stało się tak, jak się stało. Koniec końców, ma małe pocieszenie, że chociaż w jednym meczu trener dał mi możliwość zagrania. Na bluzie z tego meczu poproszę kolegów o podpisy i będzie ładna pamiątka. Można porównać mundiale, na których Pan był, 2006 i 2018? - Mają taki sam koniec. Czuliście przed meczem presję, że jeśli się nie uda zdobyć punktów, to będzie duży wstyd? - Mieliśmy tego świadomość. Wśród samych zawodników też rozmawialiśmy, że nie możemy dać megaplamy i ważne jest, żeby chociaż w tym meczu zdobyć punkty. Co dalej z Pańską karierą w reprezentacji? - Jeśli zdrowie będzie dopisywało i jeśli moja dyspozycja będzie zadowalała trenera... Uważam, że zawsze grałem na odpowiednim poziomie. Nie irytuje Pana, że są takie roszady w bramce? - Pytanie o roszady jest raczej do trenera. Ja muszę sobie z tym poradzić. Trener zawsze podkreślał, że chodzi mu o rywalizację, a ja jestem tylko zawodnikiem i muszę się jego decyzji podporządkować. A czy przed pierwszym meczem wyjaśnił, dlaczego stawia na Wojtka Szczęsnego? - Nie, poinformował mnie tylko, jaką podjął decyzję. Jak będzie jesienią? - To trudne pytanie. Mam świadomość tego, że daliśmy ciała i mam nadzieję, że to będzie bodziec, aby taka sytuacja się nie powtórzyła. Jesienią na pewno będziemy pracować nad tym, aby odbudować zaufanie kibiców. Czy będzie potrzebna rewolucja czy tylko małe zmiany, to pytanie nie do mnie. Natomiast uważam, że mamy zawodników z jakością. I wyznaję zasadę, że jak pracujesz, tak cię później życie zweryfikuje. Michał Białoński, Remigiusz Półtorak i Rafał Walerowski z Wołgogradu