Turniej w Rosji odbywał się na 12 stadionach w 11 miastach. Po południu mecz numer 64 MŚ, finałowe starcie Chorwacji z Francją na stadionie Łużniki w Moskwie. - Wszystko przebiegało tak, jak to zostało ustalone. Nie było żadnych problemów, czyli tak, jak na każdej dużej imprezie. Na pewno dla Rosji to świetne doświadczenie móc zorganizować tak wielkie wydarzenie, jak piłkarskie mistrzostwa świata. Gościmy wielu kibiców z całego świata, którzy przyjechali do nas po raz pierwszy w życiu. Widzą, jak to u nas wygląda, że po ulicach nie spacerują niedźwiedzie (śmiech), że wszystko normalnie funkcjonuje. To duża wartość - podkreśla 46-krotny reprezentant Rosji, który ze "Sborną" dziesięć lat temu awansował do półfinału Euro 2008, a na swoim koncie ma występy w takich klubach, jak Lokomotiw Moskwa, angielski Everton, Spartak Moskwa czy Rubin Kazań. Bilaletdinow dodaje: - Mamy już doświadczenie przy organizacji takich imprez, myślę tutaj o zimowych igrzyskach w Soczi. Teraz może jest o tyle inaczej, że przyjechało jeszcze więcej fanów i to rzeczywiście z całego świata, z obu Ameryk, z Azji czy z Afryki. To szczególnie dodaje kolorytu. Nie mówię już o samej Moskwie, ale o wszystkich innych dziesięciu miastach, które gościły tłumy kibiców. Bez nich na pewno nie byłoby to to samo, byłoby nudno, a tak tyle się działo i było tak wesoło, na czym wszyscy skorzystali - mówi. Grającego obecnie w litewskim klubie FK Trakai piłkarz pytamy, kto jego zdaniem jest faworytem dzisiejszego finału Chorwacja - Francja. - Wydaje się, że Francuzi. W ich reprezentacji aż roi się od świetnych zawodników, którzy grają w wielkich klubach. Mają też przewagę w tym, że Chorwaci mają w nogach trzy kolejne dogrywki na każdym etapie pucharowej rywalizacji w mundialu, plus jeden dodatkowy dzień wolnego więcej niż ich rywal. Dlatego reprezentacja Francji jest na pewno w lepszej pozycji wyjściowej - zaznacza Bilaletdinow. Michał Zichlarz