Nie jest tajemnicą, że najbardziej z niepowodzenia sąsiadów cieszą się... Brazylijczycy. W Rosji coraz większą furorę robi krótki filmik zrobiony na moskiewskich ulicach, na którym widać, jak brazylijscy kibice, nie zważając na męki własnej reprezentacji, żegnają już Messiego i życzą mu powrotu do domu. "Messi, ciao, Messi ciao, Messi ciao, ciao, ciao. Argentyńczyk płacze, ponieważ to my zdobędziemy puchar!" - rozlega się gromko. Takich ironicznych obrazków będzie pewnie coraz więcej, bo postawa Argentyny, bezradność jej lidera i niemoc trenera rzucają się w oczy. Dość powiedzieć, że najlepszy Argentyńczyk nie oddał żadnego strzału na bramkę i dotknął piłkę mniej razy niż bramkarz Caballero. Czy zatem to już ostatnie tchnienie w reprezentacji jednego z dwóch najlepszych piłkarzy na świecie w ostatniej dekadzie? Taki scenariusz jest coraz bardziej prawdopodobny po trzech nieudanych finałach z rzędu. Najpierw nie powiodło się na mundialu przed czterema laty, potem w dwóch kolejnych edycjach Copa America (2015, 2016). Za każdym razem Argentyńczycy przegrywali w finale. Zresztą, awans na mistrzostwa w Rosji został wywalczony dopiero w ostatniej kolejce i to rzutem na taśmę, dzięki geniuszowi Messiego i jego hat-trickowi w spotkaniu z Ekwadorem. To już była zapowiedź nadchodzących problemów, choć wielki turniej zawsze wywołuje nadzieje na lepszą grę, a tym bardziej z zawodnikami, którzy jeszcze nie zeszli całkiem ze sceny. Teraz jest jednak znacznie gorzej - los Argentyny nie zależy teraz tylko od jej piłkarzy, ale trener Sampaoli, który bez przerwy miesza w składzie, musi patrzeć na wyniki innych zespołów w swojej grupie. Wyprzedzić mogą ją zarówno Islandia, jak i Nigeria. Wracają w ten sposób demony z 2002 roku, gdy całkiem niezła ekipa pod wodzą Marcelo Bielsy też poległa w fazie grupowej. Jeśli tak się stanie, Diego Maradona, który już był niezwykle krytyczny wobec trenera, a w czwartek oglądał mecz Argentyny na żywo, nie zostawi na drużynie suchej nitki. I będzie miał rację. Remigiusz Półtorak z Rosji