Mało było dotychczas szans na to, aby którąkolwiek ze wspomnianych ekip wylosować. Najbardziej skrajny przypadek potwierdzający tę teorię to "Los Cafeteros", z którymi na jednym mundialu jesteśmy wspólnie po raz pierwszy w historii. I jak na ironię, los od razu ich z nami połączył. Z "Niebieskimi Samurajami" mogliśmy się spotkać dwukrotnie, na turniejach w 2002 i 2006 roku, lecz doszło do tego dopiero za trzecim podejściem. Z ekipą z zachodniego wybrzeża Afryki przeżywaliśmy wspólnie mundial na boiskach w Korei i Japonii przed piętnastoma laty, lecz robiliśmy to w zupełnie innych nastrojach. Piłkarze Jerzego Engela kompletnie wówczas rozczarowali i odpadli już po fazie grupowej, a podopieczni Bruno Metsu w debiucie zaczarowali cały glob i sensacyjnie awansowali do ćwierćfinału. Lecz żaden z naszych grupowych rywali nie może równać się z dokonaniami "Biało-Czerwonych". Reprezentanci Polski dwukrotnie, w latach 1974 i 1982, kończyli najważniejszą piłkarską imprezę świata na miejscu trzecim. Najważniejsze sukcesy Japończyków pochodzą z 2002 oraz 2010 roku, gdy odpadali w 1/8 finału. Kolumbijczycy najdalej zaszli przed trzema laty, gdy na brazylijskich boiskach gospodarze powstrzymali ich dopiero w ćwierćfinale. O zestawianiu osiągnięć Senegalczyków nie ma mowy, gdyż najlepsza ósemka globu sprzed półtorej dekady to ich jak dotąd jedyny udział w mistrzostwach świata. Także pod tym względem Polacy są najlepsi w grupie H. Rosyjski mundial będzie dla zawodników z orzełkiem na piersi ósmym w historii. Przedstawicieli Kraju Kwitnącej Wiśni oraz tego położonego u północnych wybrzeży Ameryki Południowej na MŚ obejrzymy z kolei po raz szósty. Oby polskie doświadczenie zrobiło różnicę. MB