Jak świętowaliście zdobycie mistrzostwa Rosji? Maciej Rybus: - Na razie było to symboliczne, bo czeka nas jeszcze jeden mecz. Mieliśmy wyjść całą drużyną oraz ze sztabem szkoleniowym do restauracji, ale zostało to przełożone na termin po ostatniej kolejce. Otrzymaliście premie za tytuł? - Jeszcze nie zostały wypłacone. Kwoty, których wolę nie zdradzać, zostały ustalone wcześniej. Jednak ich wypłata nastąpi po zakończeniu sezonu. To jednak nie jest najważniejsze, bo mistrzostwo Rosji to mój największy sukces w dotychczasowej karierze. Z Legią zdobyłem trzy Puchary Polski, ale nigdy mistrzostwa kraju i tego mi bardzo brakowało. Dlatego ten tytuł smakuje wyjątkowo. Zdobycie mistrzostwa przez Lokomotiw odbierane jest w Rosji jako duża niespodzianka? - Można powiedzieć, że to policzek dla większych klubów, jak Spartak czy CSKA. Kiedy przychodziłem do Lokomotiwu, nikt nie mówił o tytule. Celem było zajęcie miejsca w pierwszej piątce, aby zakwalifikować się do europejskich pucharów. Nikt nawet nie wspominał o mistrzostwie. Nawet, kiedy kończyliśmy ubiegły rok z ośmioma punktami przewagi nad Spartakiem i Zenitem Sankt Petersburg, to nikt w nas nie wierzył. Dlatego przystępowaliśmy do drugiej rundy z dużym komfortem. Teraz Lokomotiw zdobył tytuł po raz pierwszy od 2004 roku i to jest spore wydarzenie. Inne kluby dysponują większym potencjałem i budżetem. Czuć rywalizację pomiędzy moskiewskimi klubami? - Największym klubem nie tylko w Moskwie, ale również w Rosji, jest Spartak. On ma najbogatszą historię i największą frekwencję na swoich meczach. Pod tym względem można go porównać do Legii. Drugie w Moskwie w tej hierarchii jest CSKA, a my na trzecim miejscu. Jednak popularność Lokomotiwu może się zwiększyć w najbliższych latach. W tym sezonie na kilku meczach był komplet publiczności. Natomiast naszym meczom w Lidze Europejskiej z Atletico Madryt czy Nice towarzyszyło ogromne zainteresowanie. A pan jest rozpoznawalny w Moskwie? - Raczej nie. To ogromne miasto z kilkoma klubami piłkarskimi. Czasami zdarza się, że ktoś poprosi o autograf lub wspólne zdjęcie, ale są to osoby, które interesują się piłką. Generalnie, wychodząc na ulicę nie muszę skrywać się za ciemnymi okularami i czapką z daszkiem. To nie jest tak jak w Lyonie, gdzie często byłem rozpoznawalny w restauracjach czy na ulicy. Ale Olympique to jedyny klub w ekstraklasie francuskiej w tym mieście. Po przeprowadzce z Lyonu do Moskwy ogrom stolicy Rosji nie przytłoczył pana? - Nie, bo już trochę wiedziałem, czego się spodziewać. Będąc zawodnikiem Tereka Grozny bywałem w Moskwie z kolegami z zespołu, kiedy mieliśmy trochę wolnego. Najczęściej jednak odwiedzaliśmy to miasto w weekendy i nie doświadczaliśmy ogromnych korków i miejskiego tłoku. Teraz odczułem to na własnej skórze. Jednak mieszkam w dobrej lokalizacji, choć nie jest to blisko od centrum. W pobliżu mam jednak wszystko, czego potrzebuję. Na pewno całej Moskwy nie zwiedzę, bo są miejsca po prostu mało ciekawe i nie mam potrzeby się tam zapuszczać. Wszystko co najciekawsze jest w centrum. A jak porusza się pan po mieście? - Klub przydzielił mi kierowcę i to on wozi mnie na treningi oraz przywozi z powrotem. Jest też do mojej dyspozycji, jeżeli mam do załatwienia osobiste sprawy. Kiedy chcę wieczorem pojechać do centrum, to biorę taksówkę. Jednak zdarza się, że jeżdżę metrem. Zanim zamówię taksówkę, sprawdzam w internecie ile czasu zajmie mi dojazd taksówką. Czasami może to zająć dwie godziny, a metrem 20 minut. Na przykład w środę był obchodzony Dzień Zwycięstwa i wiele ulic było zamkniętych. To spowodowało paraliż w centrum miasta. Dużo czasu zajęło panu przystosowanie się do życia w Moskwie? - Było mi dużo łatwiej, bo wcześniej mieszkałem w Kisłowodzku i Groznym. W ciągu roku, który spędziłem w Olympique Lyon, cały czas utrzymywałem kontakt z przyjaciółmi z Rosji, dlatego nie zapomniałem tego języka. Nie ukrywam jednak, że najtrudniejsze były korki uliczne. Czasami dużo czasu zajmuje przemieszczanie się po mieście. Pierwsze dwa miesiące były ciężkie, ale potem przywykłem. Jaka jest mentalność Rosjan? - Mam wrażenie, że podobna jak Polaków. We Francji ciężej było mi się przystosować. Przede wszystkim nie mogłem przyzwyczaić się do sjesty. W tym czasie sklepy, restauracje, czy nawet urzędy były zamknięte i bardzo mi to doskwierało. Poza tym nie wszyscy Francuzi są otwarci. Spotkałem się z sytuacją, kiedy załatwiałem jakieś formalności w jednym z hoteli. Kiedy mówiłem po angielsku, moi rozmówcy mnie rozumieli, ale odpowiadali po francusku, zdając sobie sprawę, że nie rozumiem ich języka. Oni uważają, że wszystko co francuskie jest najlepsze i wokół nich kręci się świat. W Moskwie natomiast czuję się jak w Polsce. Rosjanie są bardzo otwarci i przyjaźni. My Polacy szybko możemy nauczyć się ich języka. Poza tym w Moskwie mieszka wielu sportowców z innych krajów i widać ich na każdym kroku. Nie chodzi jedynie o piłkę nożną. A Rosjanie są zadowoleni z organizacji mistrzostw świata? - Nie znam odczuć zwykłych mieszkańców. Na pewno jest ogromna różnica pomiędzy Moskwą, a prowincją. Jeżeli wyjedzie się poza stolicę kraju, widzi się zupełnie inną rzeczywistość. Nie mam jednak wątpliwości, że ten kraj stać na organizację mundialu na wysokim poziomie. Odczuwa się natomiast powszechny brak wiary w ich drużynę narodową. W moim odczuciu brak wygranej w ostatnich meczach towarzyskich spowodował zobojętnienie, a nawet zniechęcenie Rosjan do swojej reprezentacji. Trzeba jednak podkreślić, że grali ostatnio z klasowymi rywalami: Francją (1-3), Brazylią (0-3), Hiszpanią (3-3) czy Argentyną (0-1). Mimo tego wydaje mi się, że awansują ze swojej grupy, bo ich rywalami są Arabia Saudyjska, Egipt i Urugwaj. Piłkarze z Europy Zachodniej, którzy trafiają do Moskwy, nie mają problemów z przystosowaniem się do życia? - Oczywiście jest im trudniej niż mi. W klubie dogadają się bez problemu, bo większość zawodników i pracowników zna język angielski. Kilku porozumiewa się po portugalsku. W życiu codziennym pomagają nam pracownicy klubu. Jednak stacje metra opisane są w językach rosyjskim i angielskim, więc nie ma z tym problemów. W styczniu mówił pan, że zbliżające się mistrzostwa świata widoczne są głównie z powodu remontów dróg. Teraz bardziej odczuwa się atmosferę mundialu? - Remonty dróg już się zakończyły i praktycznie wszystkie są przejezdne. Praktycznie wszystkie stadiony są już gotowe do użytku. Ostatnio zakończyły się prace nad obiektami w Jekaterynburgu, Rostowie nad Donem oraz Samarze. Natomiast w Wołgogradzie, gdzie będziemy grali z Japonią w naszym ostatnim meczu grupowym, w środę rozegrany został finał Pucharu Rosji. To miała być próba generalna tego stadionu przed mundialem. Część pozostałych prac związanych z organizacją mistrzostw zostanie wykonanych w ostatniej chwili, ale jestem pewny, że wszystko będzie gotowe. Moskwa jest na tyle rozwiniętym miastem, że już dawno była gotowa. Są tu trzy lotniska, mnóstwo hoteli, świetnie rozbudowane metro oraz przewidziane są specjalne strefy kibica zorganizowane w parkach. W niedzielę kończy pan sezon ligowy. Będzie czas na krótkie wakacje? - Nie. Wracam do Polski, aby spędzić trochę czasu z rodziną i pozałatwiać sprawy osobiste. Tęsknota za rodziną jest duża i chcę z nią spędzić te kilka dni. W niedzielę Lokomotiw gra ostatni mecz w sezonie. Nie pojawiła się obawa, że może się powtórzyć historia sprzed dwóch lat, kiedy w ostatnim meczu sezonu doznał pan kontuzji barku, eliminując pana z udziału w mistrzostwach Europy we Francji? - Szczerze mówiąc nie myślałem o tym, ale właśnie to sobie uświadomiłem. Chcę zagrać w tym ostatnim meczu i nie mam żadnych obaw. Jestem w bardzo dobrej formie fizycznej i psychicznej. Wszystko układa się po mojej myśli. Dla nas niedzielny mecz jest bez stawki, bo mamy zapewniony tytuł. Jednak Arsenal Tuła ma szansę na zajęcie szóstego miejsca, które może dać prawo gry w Lidze Europejskiej. Dlatego dla rywali to bardzo ważne spotkanie. Nie rozmawiałem jeszcze z trenerem o tym, czy zagram. Dwóch naszych zawodników już dostało wolne. Na pewno trener da szansę kilku innym zawodnikom, bo cały sezon gramy 14-15 piłkarzami. Na moje miejsce jest dwóch innych graczy i być może szansę dostanie któryś z nich. Rozmawiał Marcin Cholewiński