To kolejne show, które robi Zlatan od niedawnego przyjazdu do Stanów Zjednoczonych, do drużyny Los Angeles Galaxy. Najpierw ogromne zainteresowanie wzbudziły jego gole, szczególnie ten pierwszy, strzelony z kilkudziesięciu metrów, gdy Ibra znakomicie wprowadził się do nowej ligi, Major League Soccer, w derbowym spotkaniu z Los Angeles FC. Tym razem szwedzki gwiazdor, który w ostatnich latach odcisnął silne piętno w Manchesterze United i przede wszystkim w Paris Saint-Germain wystąpił w zupełnie innej roli. W nienagannie skrojonym garniturze, z kamizelką i pod krawatem, uczył prowadzącego, że nie chodzi wcale o jakiś "soccer", ale o "football". - Tak nazywamy to w Europie! - mówił twardo Zlatan. - Zanim przyjechałem do Los Angeles, wiedziałem, że było wiele trzęsień ziemi, ale takie jak to - nigdy! - dodawał, odnosząc się do swojego pięknego gola. Wśród tych przekomarzań, w swoim stylu, z dużą pewnością siebie, Ibrahimović przemycił jednak znacznie ważniejsze informacje. Mimo pożegnania z kadrą po Euro 2016, jego powrót wydaje się teraz coraz bardziej prawdopodobny. A przynajmniej on sam daje to jasno do zrozumienia - Jadę na mundial - przyznał wprost, nie chcąc udzielić bardziej szczegółowych informacji. Przypomnijmy, po ostatnim meczu podczas Euro we Francji napisał na Instagramie: "Wywodzę się z miejsca, które ludzie nazywają "getto Rosengard". Podbiłem Szwecję, która stała się moim krajem. Moją drogą życiową. Jestem Szwedem. Ogromne podziękowania dla wszystkich ludzi w Szwecji - bez was nigdy nie byłbym w stanie spełnić moich marzeń. Zawsze będziecie w moim niebiesko-żółtym sercu. Kocham was". Teraz jeszcze raz przypomniał, że nie jest "typowym Szwedem", ale dzięki niemu Szwecja zaczęła być "widoczna na mapie świata". Czy takiego człowieka może zatem zabraknąć na najważniejszej i najbardziej oglądanej imprezie na świecie? RP