- Raymond, w wygranym meczu z Francją (3-2) Kolumbia mogła momentami zachwycić. Pana też? - Zachwycić? Może nie, ale dlatego, że wiedziałem, jakie możliwości mają kolumbijscy piłkarze. Drużyna pokazała, że jest naprawdę silna, oczywiście poza pierwszymi 30 minutami, kiedy w zasadzie nie było jej na boisku. Ale później widać było siłę zespołu - umiejętność odbioru piłki i utrzymywania się przy niej, ale też przyspieszenie, gdy trzeba było przejść do ataku. To nie jest jeszcze drużyna, która może zdobyć mistrzostwo świata, ale dojść do ćwierćfinału albo sprawić niejedną niespodziankę - jak najbardziej. Bo ma zawodników na wysokim poziomie. - Ale to też ekipa, która pokazała charakter. - Zdecydowanie! Najpierw przez dwa kwadranse została niemal stłamszona i można było zadać sobie pytanie: ale co oni w ogóle grają? I nagle drugi gol dla Francji dał im sygnał do rewolty. Tym bardziej, że byli przekonani, iż wcześniej Griezmann dotknął piłki ręką. Dzięki temu zobaczyliśmy Kolumbię taką, jaką znaliśmy. Z charakterem. Przy 0-2 można się załamać, a oni - nie, odwrotnie. Grali bardziej agresywnie, wyżej podchodzili, żeby odebrać piłkę. - Którzy zawodnicy są dla tej drużyny szczególnie ważni? - Na pewno niejeden. A przecież jeszcze nie wszyscy mogą teraz grać, np. Cuadrado. Wielu ma niemały potencjał, ale mnie podoba się szczególnie defensywny pomocnik Sanchez, który - gdy Kolumbia zaczęła grać na swoim poziomie - nadawał ton drużynie. Twardo, zdecydowanie i agresywnie. W formacji ofensywnej James, jeśli tylko ma swój normalny dobry dzień, umie przytrzymać piłkę, a potem nagle przyspieszyć. Przy drugim golu Falcao znakomicie wyczuł intencje i ruszył do przodu jeszcze przed odbiorem piłki przez Sancheza, zyskując w ten sposób dużo przestrzeni. To też świadczy o jego inteligencji na boisku. Rozmawiał w Paryżu Remigiusz Półtorak