Ta anegdota jest znana już co najmniej od kilku miesięcy. Gdy tylko pojawiają się kolejne plotki o odejściu Lewandowskiego do Realu, szefowie Bayernu rzekomo spokojnie wyciągają kontrakt, patrzą jeszcze raz na termin jego zakończenia i zamykają usta. Wszystkim. Polski napastnik jest dla nich sportowo zbyt cenny, aby poważnie odpowiadać na prowokacje. A mówiąc merkantylnie - bezcenny. Nie ma wątpliwości, piłka jest po ich stronie. A jednak... Starcie jest nieuniknione, bo determinacja Lewandowskiego, żeby spróbować nowego wyzwania, być może ostatniego w karierze, jest najwyraźniej ogromna. Trudno sobie wyobrazić, aby zmiana menedżera, i to na Piniego Zahaviego, agenta z najwyższej półki, nie miała na celu bardzo konkretnych starań o rekordowy transfer. Gdy we wrześniu w Paryżu zapytaliśmy ówczesnego trenera monachijczyków Carlo Ancelottiego, czy wyobraża sobie w przyszłym sezonie Bayern bez Lewandowskiego, odpowiedział, że Polak zostanie w Bawarii do końca kariery. Na drugi dzień Włocha już jednak nie było. W dzisiejszym futbolu nie ma żadnych świętości, więc nie ma też powodu odrzucać z urzędu, że gdy już na stole pojawi się te 150 milionów euro, Rummenigge i Hoeness będą dalej z uporem maniaka otwierać szufladkę z zapisami kontraktu. Choć jest dodatkowy warunek - musi być wartościowy następca. Nie spodziewajmy się jednak, że dantejskie sceny znane z ostatnich miesięcy z Bundesligi, gdy Dembele albo Aubameyang weszli w otwarty spór z władzami Dortmundu powtórzą się w przypadku Lewandowskiego. Nie ta klasa i nie ten poziom. Polak chce to załatwić dyplomatycznie i do końca profesjonalnie, jak wcześniej przy okazji zmiany barw z Borussii na Bayern. Choć stanowczo. Dlatego pojawił się Zahavi, wytrawny dyplomata, który woli działać bardziej za kulisami niż szukać blasku kamer. I co ważne, dla niego to też wyzwanie. Może nawet większe niż w przypadku Neymara, bo tam jego nazwisko było sprytnie schowane i wypłynęło dopiero po fakcie, tutaj oczekiwania są znane już teraz. Oczywiście, dodajmy od razu, Zahaviemu nie wszystko się udaje. Z jednej strony, gdyby nie dobre kontakty i wyjątkowa umiejętność koncyliacji, porozumienie paryskich szejków z Neymarem byłoby znacznie trudniejsze. Ale trzeba też pamiętać, że Izraelczyk chciał odegrać podobną rolę przy drugim wielkim transferze - Kyliana Mbappe z Monaco do Paryża. Umizgi do ojca młodego gwiazdora nie przyniosły skutku, bo klan Mbappe nie chciał dzielić show z żadnym wielkim agentem. Ani Zahavim, ani Mendesem. Lewandowski przyjął inną strategię. A ponieważ wszystko w jego karierze było dotychczas sprawnie zaplanowane i - co jeszcze ważniejsze - precyzyjnie realizowane, pogłoski o jego dożywotnim związku w Bawarii są coraz mniej... realne. Paradoksalnie. Remigiusz Półtorak Zobacz wyniki niemieckiej Bundesligi