Z wielu filmowych cytatów, których czasami używa się do ubarwieniu tekstu, po meczu z Francją najbardziej nadaje się ten najmniej oczywisty z "Misia" Stanisława Barei: "Zaraz odwiozą mnie do Tworek". Dwa dni temu w relacji z meczu z Japonią padły słowa, że gdyby ktoś kiedyś powiedział, że Polacy będą drżeć do ostatniej sekundy o wygraną z Japonią, to trzeba by go odesłać do lekarza. W domyśle: tego od zdrowia psychicznego. Gdyby ktoś przed meczem z Francją, ale akurat w tym momencie tego turnieju, powiedział, że Francuzi będą do ostatniej sekundy drżeć o zwycięstwo z tym polskim zespołem, to jak najbardziej na wstępne konsultacje do psychiatry zostałby zakwalifikowany. Być może przebieg tego spotkania zdeterminowany był tym, że nie decydował o niczym w układzie tabeli. Że Francuzi mogli pozwolić sobie na luksus oszczędzania Nikoli Karabaticia, Valentine'a Porte'a. Że mieli pełne prawo totalnie zlekceważyć rywala, który do ostatniej sekundy męczył się z Japonią, a doświadczenia cały zespół ma tyle, co jeden Thierry Omeyer sam. Albo nawet pół jego. I może to wpłynęło na taki przebieg meczu, ale z polskiego punktu widzenia interesują nas to tyle, co nic. Można sobie te argumenty umiejscowić tam, gdzie jelita kończą swą przyzwoitą dla ucha nazwę. Bo Polacy zagrali dobrze. A biorąc pod uwagę to, jak długo ze sobą pracują, gdzie wcześniej łapali doświadczenie, co pokazywali do tej pory, to może nawet bardzo dobrze. Świetnie bronił Adam Malcher. Wreszcie pokazał na co go stać Tomasz Gębala, nie tylko rzucał z drugiej linii jak Pan Bóg przykazał, ale i widział kołowego Marka Daćkę. Ten z kolei, i jego polski klub Górnik Zabrze miesiąc temu odpadali z Pucharu Polski po porażce z Czuwajem Przemyśl. Dziś Daćko rzucał gole Omeyerowi. Dobry chwyt, dobry obrót i rzut, nie byle jak, jak do tej pory, ale tak, żeby trafić. I Daćko i Arkadiusz Moryto, 20-latek z Zagłębia Lubin, niedawno mogli tylko marzyć, żeby do swojego sportowego CV wpisać - rzucałem bramki Omeyerowi. Teraz mogą. Didier Dinart musiał nawet zmienić słynnego "Titi" na Vincenta Gerarda, właśnie przez rzuty Polaków, na przykład Przemysława Krajewskiego. W pierwszej połowie tylko przez chwilę Francuzi prowadzili dwoma golami, 5-3 i 10-8, w sumie parędziesiąt sekund. Polacy tylko raz 7-6. Ale to już było coś. Do przerwy schodziliśmy remisując po 13, bo Tomasz Gębala grzmotnął piąty raz z drugiej linii niemal równo z końcową syreną. Wcześniej Malcher odbił karnego i parę innych rzutów słynnych kolegów po fachu. Drugą połowę zaczęliśmy gorzej. Pierwszy gol po przerwie dopiero po ośmiu minutach. Wysokie prowadzenie gospodarzy 18-13. Ale i tak mogliśmy być szczęśliwi, bo przecież pierwsza połowa była super. Dochodziliśmy Francuzów, na trzy na dwa, na jednego gola. Bardzo dobrze grała polska obrona, która dawała nam kontry pewnie wykorzystywane przez skrzydłowych. Nie udało się wygrać, ale to nie ma znaczenia. Pochwalne pieśni można by tworzyć nawet, gdyby "Trójkolorowi" wygrali "dychą". W sobotę w Breście "Biało-czerwoni" meczem z Tunezją rozpoczną walkę o miejsca 17-20. Leszek Salva Polska - Francja 25-26 (13-13) Polska: Adam Malcher - Marek Daćko 4, Krzysztof Łyżwa, Przemysław Krajewski 5, Paweł Niewrzawa, Patryk Walczak, Arkadiusz Moryto 3, Michał Daszek 3, Maciej Gębala, Rafał Przybylski 2, Paweł Paczkowski 3, Łukasz Gierak, Tomasz Gębala 5, Piotr Chrapkowski. Francja: Thierry Omeyer, Vincent Gerard - Nedim Remili 4, Guy Olivier Nyokas 7, Daniel Narcisse, Kentin Mahe 2, Timothey N’Guessan, William Accambray 1, Luc Abalo, Cedric Sorhaindo 4, Michael Guigou 2, Ludovic Fabregas 4, Adrien Dipanda 2, Dika Mem. Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - Francja Zapis relacji na urządzenia mobilne