Na początku listopada, po dwóch porażkach w eliminacjach mistrzostw Europy w Gdańsku z Serbią 32-37 i w Kluż-Napoka z Rumunią 23-28, Panas ocenił, że kondukt żałobny wyruszył z Gdańska i zmierza do Francji. - I dotarł, co pokazują nasze wyniki, do Nantes. Prawdziwy pogrzeb odbędzie się jednak w końcowej fazie eliminacji mistrzostw Europy, których nie przejdziemy i w styczniu 2018 roku nie zagramy w Chorwacji - stwierdził. Po trzech grupowych porażkach z Norwegią, Brazylią oraz Rosją Polacy odnieśli we wtorek we Francji pierwsze zwycięstwo - "Biało-czerwoni" pokonali Japonię 26-25. - W przypadku tego meczu trudno mówić o piłce ręcznej. Było to chaotyczne spotkanie w stylu "kopnij, biegnij". Przykre jest to, że kiedyś wygrana, i to wysoka, z Japonią była naszym obowiązkiem, a obecnie zwycięstwo różnicą jednej bramki poczytujemy za sukces. Tę półamatorską drużynę powinniśmy pokonać o północy z zawiązanymi oczami. Teraz będziemy rywalizowali o miejsca 17-20, co uznaję za wstyd. Lepiej gdybyśmy od razu po czwartkowym spotkaniu z Francją wrócili do domu, bo możemy jeszcze być świadkami kolejnego blamażu - ocenił. Były zawodnik Wybrzeża Gdańsk i THW Kiel przekonuje, że francuskie mistrzostwa świata rozpoczynają chude lata dla polskiej męskiej reprezentacji. - Długo nie wyjdziemy z tego dołka. Stara gwardia się wykruszyła, a nie mamy zaplecza i następców. Widać to chociażby było w ostatnich kwalifikacjach młodzieżowych mistrzostw świata. W Skopje przegraliśmy przecież różnicą ośmiu bramek z Macedonią i aż 13 z Portugalią - zauważył. Brązowy medalista mistrzostw świata z 1982 roku uważa, że prezentowany obecnie przez drużynę narodową seniorów poziom jest efektem wielu lat zaniedbań w sferze szkoleniowej. - Zachłysnęliśmy się poprzednimi sukcesami i przez osiem lat nic w tej dziedzinie nie zrobiliśmy. Jeśli sami nie mamy pomysłu na szkolenie, to możemy skorzystać ze sprawdzonych wzorców z innych krajów, jak chociażby Francji, które mają skuteczne i sprawdzone systemy. Nasza reprezentacja jest surowa, bo wielu zawodników ma elementarne techniczne braki. Trener Dujszebajew utrzymuje, że chciałby z kadrą spokojnie pracować przez kilka lat, i w tym czasie zbudować zespół, ale pewnych rzeczy na tym poziomie nie można już poprawić, bo nad podstawami szczypiorniaka pracuje się w klubie, a nie w reprezentacji. Poza tym to nie jest perspektywiczny zespół, bo wielu graczy ma już swoje lata - przyznał. 143-reprezentant Polski zbudowany jest natomiast podczas mistrzostw świata postawą obu bramkarzy, Adamów Malchera i Morawskiego. - Cieszy, że z obsadą tej pozycji od lat, także za sprawą Szmala i Wyszomirskiego, nie mamy problemów. Z drugiej strony gdyby nie świetna forma ich następców, to we Francji nie byłoby z nas co zbierać, bo zostalibyśmy rozgromieni przez Norwegów oraz przegrali z Japonią. Poza tym pozytywnie w ataku zaprezentował się Paweł Paczkowski, natomiast Marek Daćko to materiał na niezłego obrotowego. Z kolei Tomasza Gębalę, którego niektórzy zaczęli już porównywać do Karola Bieleckiego, czekają 3-4 lata ciężkiej pracy, aby osiągnąć poziom utytułowanego starszego kolegi - podsumował Panas.