Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - Japonia!Tutaj znajdziesz zapis relacji na żywo na urządzeniach mobilnych Pesymiści, którzy przed mistrzostwami zapowiadali zacięty mecz z Japonią, okazali się realistami. Przynajmniej w pierwszej połowie. Dla większości kibiców piłki ręcznej nad Wisłą, którzy przez ostatnie dziesięć lat przyzwyczaili się do medali, walki, pasjonujących meczów, kłopoty w pojedynku z Japonią to rzecz niewyobrażalna. A jednak i z taką sytuacją przyszło nam się mierzyć. Ale wiadomo, w jakiej sytuacji reprezentacja Polski jest. Dlatego pretensje o wynik można odłożyć, ale wymagać należy przynajmniej porządnego rozgrywania akcji. A z tym było różnie. Właściwie słabo. Ponieważ Japończycy do wysokich nie należą - tylko jeden zawodnik ma więcej niż 190 cm wzrostu - to naturalnym rozwiązaniem byłoby wykorzystywanie rzutów z drugiej linii. "Biało-czerwoni", z których aż 11 przekracza 190 cm, na pewno o tym wiedzieli, ale nie potrafili zrobić użytku. Jak w każdym z poprzednich trzech meczów na mundialu zdarzały im się banalne straty piłki, niedokładności i - to także już rutyna - marnowanie bardzo dobrej postawy bramkarza. Mecz z Japonią zaczął między słupkami Adam Morawski i odbił 10 rzutów ale po prawdzie, to tak z połowa ledwo do niego doleciała. Co nie zmienia nic z oceny, że był to bardzo dobry występ "Loczka". Polacy od początku grali anemicznie i niemrawo, trochę jak w starym kinie. Nie wykorzystywali swoich umiejętności, które mają prawdopodobnie większe niż Japończycy. Ani rzutu z drugiej linii nie udawało się porządnie wykonać Tomaszowi Gębali czy Piotrowi Chrapkowskiemu, o Rafale Przybylskim nie wspominając. Nie było współpracy z kołem, sporadycznie ze skrzydłem. Dlatego nie ma się co dziwić, że w pierwszej połowie prowadziliśmy tylko przez 10 minut - od 5-4 do 8-7. A tuż przed przerwą przegrywaliśmy nawet 8-11. W drugiej połowie długo jeszcze Polacy się docierali, a Japończycy opadali z sił. Na szczęście starta nie była duża, jeden-dwa gole i wystarczyło choć odrobinę przyspieszyć, poprawić obronę, Morawski dołożył swoje i ze stanu 14-16 wyszliśmy na prowadzenie 18-16. Pomogły indywidualne wejścia - takie jakie robi najlepiej - Pawła Paczkowskiego, interwencje Morawskiego i dwie pewnie wykorzystane kontry przez Michała Daszka i Patryka Walczaka. Na środek rozegrania wyszedł Mateusz Jachlewski i radził sobie dobrze. Teraz "Biało-czerwoni" mieli dwa trzy gole na swoją korzyść i wydawało się , że wreszcie kontrolują sytuację. I tak było aż do 52. minuty kiedy Japończycy odrobili straty i zdobyli kontaktowego gola. I znowu - jak za dawnych lat - mieliśmy horror w końcówce. 80 sekund przed końcem źle do koła podał piłkę Jachlewski i Japończycy do stali szansę na remis, której nie wykorzystali, bo rzut z drugiej linii obronił bohater polskiego zespołu Adam Morawski. Wygrana z Japonią oznacza, że zespół zagra o miejsca 17-20 z piątą ekipą grupy B, czyli nie wiadomo na razie z kim. "Szansę" na zajęcie tej lokaty mają Islandia, Tunezja i Macedonia. Polska - Japonia 26-25 (9-11) Polska: Malcher, Morawski - Daćko 2, Łyżwa 4, Jachlewski 1, Krajewski 3, Niewrzawa 1, Walczak 2, Moryto 1, Daszek 5, M. Gębala, Przybylski, Paczkowski 4, Gierak, T. Gębala 1, Chrapkowski 2. Japonia: Kimura, Shimizu - Kochi 1, Kato 2, Watanabe 1, Komuro, Uegaki 2, Tokuda 4, Koshio, Shida 9, Motoki 2, Tamakawa 1, Agarie 3, Narita, Mekaru, Doi.