Obie ekipy już zapewniły sobie awans do ćwierćfinału, w którym - w zależności od wyników niedzielnych spotkań - zmierzą się z Hiszpanią lub Serbią. Przed 52 laty drużyna prowadzona przez trenera Witolda Zagórskiego grała z Argentyną w fazie finałowej mistrzostw świata w Montevideo i odniosła w niej pierwsze zwycięstwo. Wcześniej przegrała ze Związkiem Radzieckim (61:86), Jugosławią (78:82) i Brazylią (85:90). Mecz odbył się w czwartek 8 czerwca 1967 roku. Biało-czerwoni pokonali Argentyńczyków 65:58. Trener Zagórski tak relacjonował "Przeglądowi Sportowemu" założenia taktyczne i przebieg spotkania: "Do niezwykle dla nas ważnego meczu zdecydowałem się desygnować do rozpoczynającej piątki Likszo, Łopatkę, Frelkiewicza, Cegielskiego i Tramsa, którego od 13. minuty zastąpił Langiewicz. Obaj nasi środkowi mieli neutralizować poczynania dwóch argentyńskich olbrzymów - Ghermanna (206 cm) i Sandora (204 cm). Nie w pełni im się to udawało, ale na szczęście po okresie zbyt niemrawej, statycznej gry, drużyna jako całość wypełniła dobrze swoje zadania. W defensywie wzorowe było współdziałanie w kryciu, w ofensywie inicjowaliśmy wielokrotnie szybkie ataki. Na pełną temperamentu grę Argentyńczyków odpowiedzieliśmy konsekwencją i rozwagą w przeprowadzaniu akcji". Na mistrzostwach w Urugwaju nie było żadnego wysłannika polskiej prasy. Opisy spotkań w krajowych gazetach powstawały na podstawie telefonicznych rozmów dziennikarzy łączących się przez centralę międzynarodową z hotelem, w którym mieszkała ekipa. Mecz był niezwykle trudny dla Polaków, którzy początkowo prowadzili 8:2 i 11:8. Argentyńczycy przeszli na obronę strefową i w 10. minucie objęli prowadzenie. Do przerwy wygrywali 33:27. Czasu gry nie dzielono jeszcze wówczas na kwarty. "W drugiej połowie wystąpiliśmy w nieco innym zestawieniu: Łopatka, Langiewicz, Frelkiewicz, Wichowski i Dregier, a więc bez wyczerpanego Likszy. Z miejsca też zastosowaliśmy agresywne krycie na całym boisku, utrzymując zresztą ten sposób defensywy do samego końca meczu. Gra się więc jeszcze zaostrzyła, +sypały+ się przewinienia obu stron. Argentyńczycy nadal jednak stale prowadzili różnicą trzech, pięciu punktów, ale już widać było, że nasz zespół zaczyna panować nad sytuacją. Koncert zaczął dawać przede wszystkim Łopatka" - kontynuował relację Zagórski. Przełomowy moment meczu nastąpił w 33. minucie. Polacy przegrywali wówczas 47:52, a na boisko weszli Likszo za Wichowskiego i Kwiatkowski za Dregiera. Zespół przyspieszył swoje akcje i po celnych rzutach Łopatki, Likszy i Langiewicza doprowadził nie tylko do wyrównania 52:52, ale i zdecydowanego prowadzenia 65:54 w 39. min. W ciągu sześciu minut Polacy zdobyli 18 punktów, a rywale tylko dwa. "W końcówce przewaga nasza była już zdecydowana, zespół Argentyny nie wytrzymał naszego naporu. Panowaliśmy już niepodzielnie na parkiecie, odnosząc cenne i zasłużone zwycięstwo. Na najwyższą notę zapracował sobie Łopatka. Było to chyba jego najlepiej rozegrane w Urugwaju spotkanie. Na pochwałę zasłużyli także Likszo (za pierwszą połowę) oraz Langiewicz, Frelkiewicz i Wichowski" - podsumował trener. Punkty dla Polski w tamtym spotkaniu zdobyli: Mieczysław Łopatka 22, Bogdan Likszo 12, Wiesław Langiewicz 8, Janusz Wichowski 6, Henryk Cegielski 6, Kazimierz Frelkiewicz 5, Włodzimierz Trams 4 i Bolesław Kwiatkowski 2. Łopatka na koniec turnieju został królem strzelców, przed... Likszo. Historyczna, pierwsza wygrana z Argentyną otworzyła biało-czerwonym drogę do piątego miejsca w końcowej klasyfikacji mistrzostw świata. Wywalczyli je wygrywając decydujące, swoje ostatnie w turnieju, spotkanie z gospodarzem Urugwajem (72:62). Potem polscy koszykarze spotykali się z Argentyńczykami już tylko w meczach towarzyskich. Zaraz po mundialu w Montevideo drużyna poleciała do Buenos Aires, a stamtąd pociągiem dotarła do Bahia Blanca. Kolejne zaproszenie dla reprezentacji Polski, wówczas siódmej drużyny w Europie, przyszło do PZKosz w czerwcu 1998, w połowie eliminacji do mistrzostw Europy. Argentyńczycy przygotowywali się wtedy do mistrzostw świata w Grecji. Na mecze przeciwko m.in. Manu Ginobilemu, Fabricio Oberto i Rubenowi Wolkowyskiemu kadra prowadzona przez Eugeniusza Kijewskiego poleciała za ocean w rezerwowym składzie, bo czołowi gracze woleli odpocząć po ligowym sezonie, niektórzy przedstawiali zwolnienia lekarskie. Na Eurobasket 1999, po przegranych eliminacjach, reprezentacja nie pojechała. W lipcu 2008 przygotowująca się do ME w Polsce kadra pod wodzą Mulego Katzurina grała z Argentyną w Rosario. Gospodarze wystąpili bez Ginobilego i Carlosa Delfino, Polacy bez Adama Wójcika. Biało-czerwoni przegrali 86:88. Z tego spotkania najbardziej zapamiętana została akcja środkowego Adama Łapety, który zablokował Luisa Scolę, bohatera kolejnych mundiali, łącznie z obecnym. Z aktualnych reprezentantów był na tym wyjeździe Łukasz Koszarek. "Byłem w składzie, siedziałem na ławce, ale w meczu w Rosario nie grałem. To było świetne spotkanie" - powiedział najbardziej doświadczony gracz polskiej kadry. W niedzielę o godz. 14 czasu polskiego Koszarek i inni wybrańcy trenera Mike'a Taylora zagrają przeciwko Argentynie w meczu o punkty. Z drużyn, które pozostały w grze na mundialu w Chinach, tylko z tą reprezentacją biało-czerwoni mają dodatni bilans w mistrzowskich imprezach (1-0). Z Foshanu - Marek Cegliński