Spotkanie było zacięte i bardzo emocjonujące, wynik zmieniał się na korzyść obydwu stron w każdej kwarcie. Na początku drugiej Chińczycy prowadzili różnicą 12 punktów, najwyżej w meczu. Najkorzystniejszy rezultat dla Polaków to 55:48 w końcówce trzeciej po rzucie z dystansu A.J. Slaughtera, który grał 38 minut i był drugim strzelcem zespołu (22 pkt, także cztery asysty i dwie zbiórki). Liderem był rewelacyjny tego dnia, niezmordowany Mateusz Ponitka, który przebywał na parkiecie 39 minut, najdłużej z obydwu zespołów, zdobył 25 pkt, miał dziewięć zbiórek, trzy asysty, przechwyt i cztery bloki. Kluczowy dla wygranej "Biało-Czerwonych" był jego przechwyt na kilka sekund przed końcem czwartej kwarty, gdy w bardzo korzystnej dla rywali sytuacji (prowadzenie 72:71 i piłka z boku), przeciął lot podawanej piłki, zaatakował kosz i - faulowany - jednym celnym rzutem wolnym na 4,2 s przed końcem doprowadził do wyrównania i w efekcie dogrywki. - Sytuacja była trudna, ale my zawsze walczymy do końca, nigdy nie myślimy, że może się nie udać. Trzeba wierzyć, do ostatniej sekundy. W sporcie nie tak rzadko zdarzają się cuda. Dzisiaj ten przechwyt Mateusza Ponitki można nazwać cudownym. Dało nam to dogrywkę, a w niej naprawdę graliśmy bardzo dobrze - skomentował Aaron Cel. Dogrywkę Polacy wygrali 7:4. Ważne dwa punkty na 78:76 zdobył podkoszową akcją na 10,8 s przed zakończeniem regulaminowego czasu gry Damian Kulig i tego Polacy już nie oddali. Swój wkład w zwycięstwo w jedynym meczu z Chinami w mistrzowskiej imprezie mieli najmłodsi w zespole. 23-letni Dominik Olejniczak miał okazję zadebiutować w mistrzostwach świata. Wyszedł na parkiet na ostatnią minutę trzeciej kwarty i zdobył dwa punkty dobitką. - Dużo w tym wszystkim było adrenaliny, więc nawet nie pamiętam dokładnie, co zrobiłem. Miałem bardzo dużo energii. Chciałem ją tylko przełożyć na boisko w jak najlepszym stylu - mówił, schodząc do szatni. 18-letni Aleksander Balcerowski, który w meczu z Wenezuelą grał cztery minuty, teraz przebywał na parkiecie cztery razy dłużej. Zdobył sześć punktów, trafiając m.in. za trzy. - Wiedziałem, że dostanę więcej minut, tak się złożyło, że zagrałem dobre zawody. Byłem szczęśliwy, że mogłem pomóc drużynie. Dawałem z siebie wszystko. Z wysokimi Chińczykami walczyłem normalnie, nie miałem przecież problemów ze wzrostem. W takich meczach najważniejsza jest głowa. Dużo było przeciwności, ale pokazaliśmy, że potrafimy walczyć do końca i się nie poddajemy - przyznał skrzydłowy Herbalife Gran Canaria. Każdy zawodnik polskiej ekipy wychodzący na parkiet zasłużył na wyróżnienie za postawę w tym meczu. Były w nim wzloty i upadki, kilkunastopunktowa przewaga rywali i ogłuszający doping ich kibiców, prowadzenie gospodarzy w ostatnich sekundach, a jednak biało-czerwoni potrafili z tego wyjść obronną ręką. Adam Waczyński ocenił, że u źródeł spektakularnego sukcesu w "jaskini lwa" leżała stuprocentowa realizacja przez zespół przedmeczowego planu i spokój. To przeciwnicy przy agresywnej obronie Polaków popełnili aż 18 strat przy 11 "Biało-Czerwonych". - Nie denerwowaliśmy się, gdy rywale trafiali, nic sobie z tego nie robiliśmy. W zwycięstwo wierzyłem do samego końca. Trochę gorzej było z moją dyspozycją, wiara w siebie trochę się oddaliła, ale do ostatnich sekund wierzyłem w zespół. Nie mogłem ofensywnie, więc starałem się pomóc w defensywie. Cieszę się, że trener obdarzył mnie zaufaniem. Koszykówka to nie tylko zdobywanie punktów, oddawanie rzutów, ale także inne aspekty - zbiórki czy dobra obrona - przyznał kapitan drużyny. Zwycięstwo daje polskiemu zespołowi awans do czołowej szesnastki turnieju, równoznaczne z prawem gry w kwalifikacjach do igrzysk w Tokio. W drugiej fazie chińskiego mundialu podopieczni trenera Mike'a Taylora trafią na Argentynę, Rosję i zespół z grupy A (Chiny lub Wenezuela), z którym mają już zaliczone zwycięstwo. To pozwala myśleć o awansie do czołowej ósemki mundialu. - Dla polskiej koszykówki byłoby to coś niesamowitego - ćwierćfinał mistrzostw świata. Staramy się przecież przypomnieć w kraju sport, w który grają wszyscy na całym globie. Niełatwo jednak będzie zajść tak daleko, jeszcze trochę pracy przed nami. Za dwa dni mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej, który trzeba wygrać, a w kolejnej rundzie będzie jeszcze ciężej - podsumował Cel. Z Pekinu - Marek Cegliński