Reprezentacja Polski stała się rewelacją mistrzostw świata, uzyskując historyczny awans do ćwierćfinału. Koszykarze pokonali m.in. gospodarza Chiny i wyżej notowaną Rosję. Pan jako prezes może się cieszyć, że jest lepszy od swoich odpowiedników, byłych graczy NBA Yao Minga i Andrieja Kirilenki... Radosław Piesiewicz, prezes PZKosz: - Liczy się przede wszystkim awans do światowej ósemki. Kropkę nad i postawiła Argentyna, ogrywając Wenezuelę. My zrobiliśmy milowy krok. To, co obiecywałem, a mało kto w to wierzył. Mamy ćwierćfinał. Czy będą kolejne obietnice z pana strony? - Czy będzie półfinał? Oni są w stanie wszystko zrobić. Ja w nich wierzę, oddałem całego siebie, a oni się odwzajemniają. Kocham ich za to, co robią. Jak pan przeżywał mecz z Rosją? Nie układał się przez trzy kwarty. - Byłem bardzo spokojny. Wchodząc do hali, miałem wewnętrzne przeczucie, że wygramy. W wywiadzie dla telewizji powiedziałem, że na pewno pokonamy dzisiaj Rosję, że nie boję się niczego. Gdy przegraliśmy pierwszą piłkę - podrzut, utwierdziłem się w tym przekonaniu. Lubi pan boks? Bo ten mecz wyglądał trochę tak, że w czterorundowym pojedynku Polacy dali się wyszumieć rywalowi w trzech pierwszych rundach, a w decydującej wypunktowali go, zadając wygrywające ciosy. - Odpowiem tak: kocham koszykówkę. W Foshanie rozmawiał Marek Cegliński