Było to pierwsze spotkanie zakończone w przedłużonym czasie gry w tegorocznym World Cup i pierwsze zwycięstwo po dogrywce w 11 dotychczasowych występach Polaków w mistrzostwach świata, wliczając turniej w Urugwaju w 1967 roku, gdzie drużyna trenera Witolda Zagórskiego zajęła piąte miejsce. Sukces podopiecznych trenera Mike’a Taylora należy docenić tym bardziej, że został odniesiony w sytuacji bardzo niekomfortowej. Momentami odnosiło się wrażenie, że piątka "Biało-Czerwonych" na parkiecie gra przeciwko siódemce rywali, bo po stronie chińskiej szóstym zawodnikiem była niezwykle głośna kilkunastotysięczna publiczność, przeszkadzająca najczęściej w momencie wykonywania przez Polaków rzutów wolnych. "Szczególnie w najbardziej zaciętych momentach meczu chińscy kibice byli niesamowicie głośni. Tym bardziej możemy się cieszyć, że nie pękliśmy, że to niesamowite doświadczenie przyda się młodym - Balcerowskiemu i Olejniczakowi" - zauważył Aaron Cel. Siódmym graczem byli sędziowie, wyraźnie sprzyjający swymi decyzjami w końcówce spotkania ekipie chińskiej. Przysłowie o ścianach pomagających gospodarzom turnieju tym razem się nie sprawdziło. Po meczu potwornie zmęczeni, ale jeszcze bardziej szczęśliwi przedstawiciele polskiej ekipy raczej unikali komentowania decyzji arbitrów. Cel nie był skory do krytykowania arbitrów. "Tak bywa w meczach wyjazdowych. Nie można jednak za bardzo zwracać na to uwagi, trzeba grać swoje i skupić się podwójnie. Tego skupienia nauczyliśmy się na błędach w przegranych końcówkach z gospodarzami mistrzostw Europy we Francji i Finlandii" - zauważył. Prezes PZKosz wybiegał już bardziej w przyszłość niż analizował niedawne wydarzenia na boisku. "O pracy arbitrów nie ma sensu mówić. Atmosfera rewelacyjna, sędziowanie jak sędziowanie. Po prostu nasi gladiatorzy są najlepsi" - pochwalił waleczność zawodników. Trudno jednak o pochwały pod adresem organizatorów spotkania. Sytuacja z trwającym pięć minut poprawianiem siatki do kosz, zerwanej przy ataku faulowanego Mateusza Ponitki na 4,2 s przed końcem spotkania, nie powinna się zdarzyć na najważniejszej koszykarskiej imprezie na świecie. Bohater spotkania Mateusz Ponitka wykorzystał wtedy jeden z dwóch rzutów wolnych, co dało remis. Oznaczało to dogrywkę, a nie zwycięstwo Polaków w regulaminowym czasie. "Przedłużona przerwa na naprawę siatki przed moimi wolnymi przy stanie 71:72 trochę zaburzyła mój rytm, bo trzeba było usiąść na pięć minut. Cieszę się, że ten pierwszy wszedł, drugi też powinien, ale wyszło zmęczenie. Ważne, że koniec końców wygraliśmy" - komentował najlepszy zawodnik meczu. Kapitan drużyny Adam Waczyński także nie chciał się wypowiadać na temat sędziowania. "Na boisku jest różnie, są olbrzymie emocje. Potęguje je kilkanaście tysięcy ludzi na trybunach. Oddziałuje to na rywali, na nas i na sędziów. Każdy grający w koszykówkę przez to przechodzi, więc należy skupić się raczej na pozytywach. Wygraliśmy i to jest najważniejsze" - zakończył. Z Pekinu - Marek Cegliński