Po pierwszej wygranej z Wenezuelą powiedział pan, że najlepsze mecze dopiero przed drużyną i że w spotkaniu z gospodarzami pomoże wam doświadczenie z przegranych w końcówkach meczach z Francją w Montpellier i Finlandią w Helsinkach w mistrzostwach Europy. Wszystko się sprawdza... Mike Taylor: - Bo to prawda, taka jest rzeczywistość. Mam zaufanie do zespołu i świadomość jego wartości. Stanowimy jedność. Może Chińczycy przewyższali nas wzrostem, może mieli w składzie graczy z doświadczeniem w NBA, ale to my jesteśmy prawdziwym zespołem. Jeden walczył za drugiego. Zawodnicy pokazali serce do walki. I tak samo będzie w ostatnim meczu grupy z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Spotkanie z Chinami, jego dramaturgia, szczególnie zmienność sytuacji w ostatnich sekundach czwartej kwarty, długo będzie rozpatrywane przez kibiców i pewnie przejdzie do historii polskiej koszykówki... - Kilka razy znaleźliśmy się w złej sytuacji, Chińczycy uzyskiwali przewagę, ale nie przestaliśmy grać, walczyć. Jestem naprawdę dumny z zespołu. Zrobiliśmy wielki krok. Wysłaliśmy wiadomość do każdego: "hej, tutaj jest Polska". Już teraz zyskaliśmy szacunek za to, co zrobiliśmy na tym etapie, zajmując po trudnych meczach pierwsze miejsce w grupie. Otwiera się przed nam ciekawa perspektywa w tym turnieju. Co było - według pana - kluczowym momentem w starciu z gospodarzami? - Przechwyt Mateusza Ponitki w końcówce regulaminowego czasu gry. W trudnym dla nas momencie odzyskał piłkę i po kontrataku stanął na linii rzutów wolnych. Nie trafił wprawdzie drugiego rzutu na zwycięstwo po 40 minutach, ale w dogrywce zagraliśmy znakomicie w obronie. Rywale zdobyli tylko cztery punkty, choć nam też ciężko było trafić. Szukaliśmy sposobu na zdobywanie punktów przeciwko wysokim podkoszowym rywala, który wywierał na nas presję także na obwodzie. Chińczycy grali naprawdę dobrze, należy im się szacunek. To dla nich ciężka sytuacja przegrać w takich okolicznościach. Po meczu z Chinami widzimy, dlaczego postanowił pan włączyć do składu na mistrzostwa dwóch nieopierzonych, ale wysokich debiutantów - Aleksandra Balcerowskiego i Dominika Olejniczaka... - Chodzi o ich wzrost i długie ręce. Dominik grał krótko, ale pomógł drużynie skuteczną dobitką w ataku i postawą w obronie. Olek zrobił dziś wiele dobrego dla drużyny, chociaż nie miał łatwej sytuacji grając przeciwko byłym zawodnikom NBA. Każdy z reprezentantów ma swój wkład w to zwycięstwo. Także ci zastępujący Mateusza Ponitkę w różnych ustawieniach. To wielka zespołowa wygrana. Wytrzymaliśmy presję i triumfowaliśmy. Jak długo przygotowywał się pan do meczu z Chińczykami? - Cały czas obserwowałem zespół chiński. Monitorowaliśmy jego grę już w kwalifikacjach. Wiedzieliśmy, na jakim jest etapie budowania drużyny. Oczywiście oglądałem go też bezpośrednio w lidze letniej w NBA. Mieliśmy plan, a zawodnicy dobrze zrealizowali nakreśloną taktykę. Jeszcze raz podkreślę - to było zwycięstwo każdego z nich. Macie już pierwszą lokatę w grupie, miejsce wśród 16 najlepszych drużyn świata i zapewniony udział w kwalifikacjach olimpijskich. W drugiej fazie turnieju w grupie I w Foshan zagracie z Argentyną i Rosją. Awans do ćwierćfinału jest realny? - Spokojnie. Idziemy krok po kroku. Teraz jestem dumny ze świetnej gry zespołu z Chinami. W środę potrzebne jest nam pewne zwycięstwo nad Wybrzeżem Kości Słoniowej na podsumowanie pierwszej rundy. Potem będziemy patrzeć na następną fazę. Rozmawiał w Pekinie - Marek Cegliński