Szkoleniowiec, który prowadził reprezentację w latach 1983-88, zajmując z nią m.in. siódme miejsce w mistrzostwach Europy 1987, cieszy się z występu w mundialu, ale stara się realnie oceniać sytuację. "Troszkę niepotrzebnie dziennikarze nadmuchują balon. Oczywiście cieszę się z udziału w MŚ po tak długiej przerwie, ale proszę nie zapominać, że w Chinach zagrają aż 32 drużyny. Na początku tego stulecia w turnieju tej rangi w Indianapolis zespołów było 16. Potem wprowadzono formułę 24, a teraz jeszcze ją powiększono. Najbardziej zyskała na tym właśnie Europa. Kiedyś w mistrzostwach globu brało udział cztery, maksymalnie sześć drużyn z naszego Kontynentu, a teraz 12. Terminy meczów kwalifikacyjnych wykluczyły z udziału w nich koszykarzy NBA i Euroligi, więc myślę, że w takim układzie wstydem byłoby, gdybyśmy nie awansowali. Trafiliśmy do takiej grupy, że nie powinniśmy mieć problemów z wywalczeniem awansu do drugiej rundy, czyli do najlepszej szesnastki" - zaznaczył Kuchar. Jego zdaniem największym problemem biało-czerwonych jest to, że w zespole narodowym nie udało się zebrać na tak ważny turniej najlepszych koszykarzy. "Bardzo źle się stało, że nie jedziemy w najsilniejszym składzie. Moim zdaniem brakuje Macieja Lampego i Marcina Gortata. Tak, wiem, że zakończył występ w kadrze kilka lat temu, ale jest pytanie, czy walczono o niego do końca, podobnie, jak o Maćka. Należało zrobić wszystko, by przy pierwszej sportowej kwalifikacji do mistrzostw świata, bo przecież w Urugwaju w 1967 r. było to zaproszenie, domówić się z najlepszymi. Marcin grał przecież w NBA w tym sezonie i myślę, że trzy tygodnie przygotowań by mu wystarczyło. Lampe w eliminacjach pokazał, że jest przydatny. Mówię to dlatego, że stawką w drugim etapie mistrzostw są przecież igrzyska olimpijskie. Wydaje mi się, że kolejni szkoleniowcy kadry popełniają te same błędy. Tak było z legendarnym Witoldem Zagórskim, który nie dogadał się przecież z Wiesławem Langiewiczem, a ja z Mietkiem Młynarskim i Gienkiem Kijewskim. Może ugralibyśmy z nimi w 1987 roku coś więcej niż siódme miejsce" - tłumaczył. Kuchar jako szkoleniowiec jest spokojny o psychikę zawodników, mimo porażek w sparingach. Biało-czerwoni wygrali tylko trzy z nich: z Jordanią, Holandią i Iranem, a ulegli Tunezji, dwa razy Czechom, Niemcom, Węgrom, Nigerii i w ostatnim meczu Czarnogórze. "Sparingi są nieistotne. Nie mają wpływu na wyniki w turnieju i psychikę koszykarzy. Przypomnę, że w 1974 roku przez mistrzostwami świata piłkarze Górskiego też przegrywali towarzysko mecz za meczem, a jaki efekt był w mundialu wszyscy wiedzą. Zawodnicy to profesjonaliści, mobilizują się na najważniejsze spotkania. Oglądałem np. turniej w Hamburgu - to były typowo szkoleniowe gry. Trener Mike Taylor dokonywał różnych kombinacji i zmian testując poszczególnych zawodników, czy podołają w konkretnej sytuacji. Gdyby inaczej poprowadził zespół, moim zdaniem wygralibyśmy" - dodał. Kuchar mający rodzinne tradycje i korzenie sportowe - jego dziadek był najmłodszym bratem ojca Wacława Kuchara, zawodnika Pogoni Lwów, jednego z najwybitniejszych i najwszechstronniejszych polskich sportowców okresu międzywojennego, który po II wojnie światowej został trenerem piłkarskiej reprezentacji - dostrzega postęp, jaki robi kadra koszykarzy pod okiem Taylora, ale i rozwój samego amerykańskiego szkoleniowca. "Obserwuję go od lat. O ile zawsze uważałem go za dobrze pracującego w sali, bo widzę postęp w umiejętnościach zawodników, szczególnie w obronie zespołowej i w ogóle grze drużynowej, to miałem zastrzeżenia do jego coachingu. Pamiętam przecież takie mecze, gdzie przegrywaliśmy końcówki, a jedną z przyczyn tego była np. sytuacja, że sadzał na ławce czołowego koszykarza po tym, jak ten popełnił trzy faule i zapominał o nim do końca spotkania, nie wprowadzając na parkiet w kluczowych momentach. Teraz widzę wyraźny postęp w sposobie prowadzenia zespołu" - podkreślił. Były szkoleniowiec z uwagą przygląda się najmłodszym koszykarzom reprezentacji: 18-letniemu Aleksandrowi Balcerowskiemu, występującego w hiszpańskiej lidze, oraz 20-letniemu rozgrywającemu Łukaszowi Kolendzie. Ten ostatni nie znalazł się ostatecznie w 12-osobowym składzie na MŚ. "Kolenda to przyszłość kadry, podobnie jak Aleksander Balcerowski, który bardzo mi się podoba, a to tak młody zawodnik. Kolendę trener Taylor sprawdzał w sparingach w najtrudniejszych momentach patrząc, czy podoła, czy jeszcze nie jest na tym etapie. Tak czy inaczej to świetny chłopak, wyjątkowo utalentowany. Jego podanie bez patrzenia do gracza pod koszem czy na wolnej pozycji to najwyższa klasa światowa, poziom najlepszych rozgrywających w NBA. Takie predyspozycje, jak przegląd boiska albo się ma, albo nie. To talent i nie da się tego wytrenować. Ta dwójka jest bardzo ciekawa i perspektywiczna" - zauważył. Andrzej Kuchar martwi się, że gra reprezentacji nie jest zrównoważona w ataku, że największa siła skupia się dalej od kosza. "Nasz problem polega na tym, że przy postępie w grze defensywnej, w ataku jest gorzej. Opieramy swoją siłę na rzucie z dystansu. W spotkaniu oddajemy 15-25 rzutów za trzy punkty i jak wpada, to wszystko jest dobrze, jak np. w eliminacyjnym spotkaniu z Włochami, ale kłopoty zaczynają się, gdy nie trafiamy. A zdarza się, że nie trafiamy seryjnie... I wówczas nie mamy za bardzo koncepcji na inny styl gry. Być może wynika to również z tego, czym dysponujemy pod koszem, przy całym szacunku dla tych, którzy znaleźli się w reprezentacji. To jednak nie są koszykarze klasy Lampego czy Gortata" - podkreślił. Były szkoleniowiec uważa, że mimo iż Amerykanie przyjechali do Chin bez największych gwiazd ligi NBA, to jednak są faworytami turnieju. "Mimo że jest to 'trzeci garnitur' reprezentacji USA, to uważam, że sensacji nie będzie. Stawiam na Amerykanów. Proszę wziąć pod uwagę, że termin mistrzostw świata i przesunięcie w ostatnich latach turnieju z czerwca na wrzesień nie działa mobilizująco na Amerykanów. Większość graczy ma już kontrakty podpisane i nie musi się wysilać. Nie mają takiej motywacji jak wówczas, gdyby walczyli o nowe umowy. I jeszcze włodarze klubów mówią: +uważaj, żebyś nie złapał kontuzji+. Mimo to trener USA Popovich ma 12 równych zawodników i nawet jeśli ich poziom jest niższy od pojedynczych gwiazd ligi NBA, to i tak jako drużyna ma przewagę nad rywalami. To długi turniej, duża liczba meczów. Amerykanie zagrają na pewno pełnym składem, a ci najlepsi, ich potencjalni rywale w walce o mistrzostwo, mają dwóch, trzech czy czterech wybitnych graczy. To zmusza ich szkoleniowców do zawężania wyboru. Serbia ma kilku kluczowych zawodników z NBA, podobnie Australia. Ciekawa jest Grecja z najlepszym graczem sezonu zasadniczego (Giannisem Antetokounmpo - przyp.), ale jako zespół nikt nie ma odpowiedzi na USA. Może gdyby Hiszpania była w najsilniejszym składzie, to szukałbym niespodzianki..." - ocenił. Autor: Olga Miriam Przybyłowicz