Kacper Merk: Które mistrzostwa świata wspomina pan najlepiej? Zbigniew Boniek, były znakomity piłkarz, obecnie prezes PZPN: - Każde mistrzostwa miały swoją historie, mieliśmy przedmundialowe sny i marzenia. Dla mnie jako piłkarza najlepsze były turnieje w Argentynie i Hiszpanii - w pięknych, piłkarskich krajach, graliśmy bardzo silną drużyną i wiedzieliśmy, że stać nas na duży wynik. Meksyk oceniam pod tym względem znacznie słabiej - mieliśmy już słabszy zespół, a i cała organizacja wokół była na gorszym poziomie. Wśród starszych kibiców w Polsce panuje przekonanie, że reprezentacja w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych nie osiągnęła tego, co mogła. Pan podziela tę opinię? - Jak najbardziej! Gdybyśmy jechali na mistrzostwa w 1974, 1978 czy 1982 roku z obecną mentalnością, myślę, że osiągnęlibyśmy jeszcze więcej. Mieliśmy dobrych i fajnych piłkarzy, ale pewien niedosyt pozostaje. Przykładowo: gdybym w 1982 roku nie dotknął przypadkowo zawodnika z Rosji i nie dostał żółtej kartki, mógłbym zagrać z Włochami. A wtedy ta drużyna i ten mecz wyglądałyby zupełnie inaczej. To samo jeśli chodzi o mundial z 1974 - do dziś zastanawiamy się, co by było, gdyby nie było wody na stadionie we Frankfurcie. Czy skoro mistrzostwa odbywają się w Brazylii, to automatycznie faworytem jest drużyna z Ameryki Południowej? - Tak, myślę, że tamtejsze drużyny będą miały minimalną przewagę. Co prawda, trudno mi powiedzieć, z czego ona wynika, bo przed chwilą ustaliliśmy, że większość piłkarzy na co dzień i tak gra w Europie, ale historia uczy, że gdy mistrzostwa odbywają się w Ameryce Południowej, mistrz też pochodzi z tego kontynentu. - Gdybym miał obstawiać, kto może im zagrozić, to widzę tylko Hiszpanów. Owszem, może i są już trochę wypaleni, ale mają coś, czego nie ma nikt inny, z Brazylią i Argentyną włącznie: potrafią utrzymywać się przy piłce przez 70 minut meczu, co oznacza, że w fazie grupowej zmęczą się najmniej ze wszystkich, bo stara zasada futbolowa mówi, że kto ma piłkę przy nodze, ten się nie męczy. A wypoczęci Hiszpanie w fazie pucharowej będą niezwykle trudnym przeciwnikiem. A co z tą Brazylią? Czy mistrzem świata może zostać drużyna bez klasycznego snajpera, jakimi kiedyś byli chociażby Ronaldo czy Romario? - Oczywiście, że może, bo dobrymi napastnikami wygrywa się mecze, ale turnieje wygrywa się dobrą obroną, a tą gospodarze mistrzostw mają zdecydowanie najlepszą od lat. Thiago Silva i spółka to defensywa, jakiej Brazylia nie miała już bardzo dawno. - Z drugiej strony dla mnie ta drużyna jest wielką niewiadomą i gdy patrzę na ich skład, to mam swoje wątpliwości. Każdy w Brazylii przyznaje, że cała drużyna i wszystkie nadzieje są oparte na Neymarze - okej, to jest fantastyczny zawodnik, ale nie myśli o drużynie. To nie jest lider, który pociągnie zespół w kryzysowym momencie, bo jeszcze do tego nie dojrzał. On chce po prostu być gwiazdą tego turnieju. Czytaj więcej na rmf24.pl