- Anglia - Włochy to był już kawał meczu. Spotkanie dwóch silnych, wyrównanych, dobrych zespołów, bez wątpienia godne takiej imprezy, jak mistrzostwa świata. Pozostałe oceniam dość przeciętnie, bez wielkiej historii, ale za to ze sporą liczbą błędów, także sędziowskich - powiedział były selekcjoner reprezentacji Polski. - Bramek, owszem, padło sporo, ale duża ich część była efektem błędów, a nie pięknych zagrań czy strzałów. Mecz Włochów z Anglikami także pod tym względem można wyróżnić. Wszystkie trzy gole poprzedziły przemyślane, wypracowane, składne akcje - dodał. Jego zdaniem, jeszcze za wcześniej jest na wyciąganie wniosków, ocenianie siły drużyn, szukanie indywidualności. - To dopiero wstępna faza mundialu. Jeszcze wiele się może zdarzyć, zmienić - zauważył. W tym kontekście wspomniał też o potyczce Hiszpanii z Holandią, która zakończyła się przegraną obrońców tytułu 1-5. - Trzeba jednak nadmienić, że do 45. minuty Holendrów nie było na boisku. Hiszpanie objęli prowadzenie po karnym, którego zresztą sędzia nie powinien podyktować, a dać żółtą kartkę Diego Coście za próbę wymuszenia jedenastki. Później David Silva bodajże miał dogodną okazję do podwyższenia na 2-0 i nie wiem, czy Holendrzy by się podnieśli. A wszystko odwróciło się po fenomenalnym podaniu Blinda i golu van Persiego, choć strzelcowi znacznie ułatwił zadanie źle ustawiony Casillas. A później była kolejna wpadka arbitra. Na hiszpańskim bramkarzu przy trzecim golu dla Pomarańczowych był ewidentny faul i nie powinien on zostać uznany - wspomniał Strejlau. Mimo wysokiej porażki na inaugurację, nie przekreśla on hiszpańskiego zespołu. - Mistrzowie Europy i wciąż świata byli zniechęceni i sfrustrowani okolicznościami porażki, ale... czym, oprócz rozmiarów, różni się ta porażka od 0-1 ze Szwajcarią cztery lata temu. Niczym. To drużyna bardzo doświadczona, na pewno jest w stanie wyjść z opresji i awansować z grupy. A później wszystko się może zdarzyć, choć pewnie już w 1/8 finału może na nią czekać Brazylia - przypomniał. Strejlau podkreślił też, że należy docenić pracę Louisa van Gaala, który przywiózł do Brazylii swoją autorską drużynę, przy budowie której wykazał się sporą konsekwencją. - Prawie cztery lata temu Feyenoord doznał klęski z PSV 0-10 w meczu ligowym. Wtedy Stefan de Vrij i Bruno Martins Indi mieli po 18 lat i kpiono z ich występu w defensywie zespołu z Rotterdamu. Van Gaal jednak konsekwentnie na nich stawiał i teraz tworzą obronę reprezentacji wraz z m.in. trzy lata starszym klubowym kolegą Darylem Janmaatem, który w momencie pamiętnego spotkania nie był jeszcze w tym klubie - zaznaczył.