Francuski dziennik sportowy "L'Equipe" wybrał Pelego najlepszym zawodnikiem wszystkich poprzednich finałów piłkarskich mistrzostw świata. W Brazylii jego sportowa kariera jest zdecydowanie oddzielana od życia prywatnego. Nikt nie ma wątpliwości, jakim piłkarzem był Edson Arantes do Nascimento, czyli Pele. Określenie "Król futbolu" idealnie do niego pasuje. Od połowy czerwca w Santosie ma swoje własne muzeum. Zwiedzając je można się przekonać, jak wiele osiągnął. Jest najbardziej znaną osobą w Brazylii i całej Ameryce Południowej. Rodacy szanuję jego piłkarskie dokonania, ale nie darzą sympatią jako człowieka. Powodem tej niechęci jest nieślubna córka - Sandra Regina, do której przez wiele lat nie chciał się przyznać. W 2006 roku zmarła na raka w szpitalu w Sao Paulo w wieku 42 lat. Dziesięć lat wcześniej została uznana za córkę Pelego po trwającym pięć lat procesie sądowym, w którym decydującym dowodem okazały badania kodu genetycznego DNA. To jest rysa na wizerunku genialnego kiedyś piłkarza. I tego Brazylijczycy, a szczególnie Brazylijki, nie mogą mu wybaczyć. 73-letniemu dziś Pelemu nie ułożyło się prywatne życie. Dwa razy się rozwodził. Ma z tych małżeństw pięcioro dzieci. Najtragiczniej potoczyły się losy jego syna Edinho. Niedawno został aresztowany za pranie brudnych pieniędzy z handlu narkotykami. Może spędzić w więzieniu ponad trzydzieści lat. Odir Cunha, doradca firmy Amabrazil, która w czerwcu otworzyła muzeum w Santosie, próbuje go jednak bronić: "Jeśli ktoś zna Pelego, wie jaki potrafi być hojny, szczególnie dla biednych ludzi. Jest katolikiem i nie lubi się chwalić swoją dobroczynnością. Uważam, że miesięcznie wydaje około 50 tysięcy reali [1 real to około 1,4 zł] na różne szczytne cele. Ale specjalnie tego nie nagłaśnia. Gdy ktoś się z nim spotka, szybko się przekona, jak skromnym pozostał człowiekiem. Zawsze z szacunkiem odnosi się do ludzi". Tego szacunku uczył go uwielbiany ojciec - Dondinho. Stanowił dla Pelego niekwestionowany wzór, także jako piłkarz. Syn uważał go za znakomitego zawodnika, któremu tylko kontuzje przeszkodziły w zrobieniu wielkiej kariery. Dondinho uczył go różnych zagrań, dawał bezcenne rady związane z karierą piłkarską. I mocno w niego wierzył, w odróżnieniu od matki, której zawód profesjonalnego piłkarza kojarzył się głównie z biedą. "Pele odziedziczył po ojcu także fryzurę. Gdy pojawił się w Santosie zawsze strzygł się u jednego fryzjera - Didiego, tylko dwa lata starszego, który nadal prowadzi zakład w pobliżu stadionu. Powiedział mi, że gdy Pele pierwszy raz do niego przyszedł, chciał mieć tak obcięte włosy, jak ojciec" - wyjawił Cunha. Didi odparł, że nie wie, czy będzie potrafił go tak ostrzyc, ale się postara. I jeśli Pelemu się spodoba, może dalej przychodzić i stanie się jego przyjacielem, bo gra w klubie, którego on jest oddanym kibicem. "Pele spojrzał w lustro i tak mu się spodobała fryzura, że Didi strzyże go do dziś. Nawet gdy grał w Cosmosie w latach 70., nigdy nie strzygł się w Stanach Zjednoczonych! Robił to dopiero gdy przyjeżdżał do Brazylii. Wtedy szedł do Didiego - wyjaśnił Cunha. Dla Cunhy wieloletnia znajomość Pelego z fryzjerem z Santosu świadczy o jego normalności i stanowi kolejny dowód na to, że powinien być pozytywnie postrzegany przez Brazylijczyków. Jego zdaniem jest jeszcze jeden, mocniejszy, argument. "Pele wspiera też finansowo synów niechcianej córki, czyli swoich nieformalnych wnuków, choć tego też nie nagłaśnia. Przekazuje im miesięcznie około pięć tysięcy reali" - powiedział. To informacja trudna do potwierdzenia, a na pewno nie potwierdzi jej sam Pele. Z Santosu Dariusz Kurowski