Bohaterami internetowych wydań gazet byli w niedzielę trener Louis van Gaal oraz Tim Krul. Media piszą, że to właśnie dzięki genialnemu posunięciu selekcjonera i wstawieniu rezerwowego bramkarza Holendrzy awansowali do półfinału. W doliczonym czasie dogrywki meczu z Kostaryką w Salvadorze (0-0), gdy praktycznie przesądzone było, że dojdzie do rzutów karnych, Krul zmienił Jaspera Cillessena. Następnie obronił dwie "jedenastki" i wprowadził zespół do półfinału turnieju. Jeszcze nigdy w historii mundialu selekcjonerzy nie decydowali się na zmianę bramkarza tuż przed serią rzutów karnych. "To był złoty chwyt Van Gaala" - napisał "De Telegraaf" i ocenił: "Tym zagraniem przewyższył sam siebie". Dla gazety "Volkskrant" był to "majstersztyk Van Gaala", który teraz już obmyśla plan na kolejnego rywala - Argentynę. "Nie ma żadnych powodów, by mu nie ufać. W Brazylii wychodzi mu wszystko" - ocenił dziennikarz. Nie ulega jednak wątpliwości, że to Cillessen stanie między słupkami w starciu z Argentyną. "Jasper pokazał, że jest numerem jeden i to się nie zmieni" - podkreślił trener Holendrów. Tymczasem media w Kostaryce nie kryją podziwu dla swoich zawodników. "Jesteście naszymi bohaterami. Serce mamy teraz złamane, ale dusza pozostała nienaruszona" - napisała gazeta "La Nacion". "Te mistrzostwa były dla nas fantastyczne. Proszę pamiętać, że nie przegraliśmy w Brazylii meczu! A rywalizowaliśmy ze wspaniałymi drużynami. To wprost niesamowite" - powiedział Junior Diaz, reprezentant Kostaryki i były zawodnik Wisły Kraków. W półfinałach Niemcy zagrają we wtorek z Brazylią w Belo Horizonte, a dzień później Argentyna zmierzy się w Sao Paulo z Holandią. Prawdopodobnie w ekipie "Albicelestes" zabraknie Angela di Marii, który doznał kontuzji uda w pierwszej połowie meczu z Belgią (1-0). Jeszcze w niedzielę zawodnik ma przejść badania. Inna sytuacja jest w ekipie Niemiec. Asystent selekcjonera Hansi Flick poinformował, że wszyscy piłkarze tej drużyny są zdrowi (oczywiście z wyjątkiem wykluczonego z powodu kontuzji Shkodrana Mustafiego). Wcześniej siedmiu zawodników miało lekkie objawy grypy. Z dużymi problemami borykają się za to Brazylijczycy, którzy w meczu z Niemcami nie będą mogli skorzystać z Neymara, dla którego mundial już się skończył, a także pauzującego za kartki Thiago Silvy (krajowa federacja jeszcze się odwołuje). Pierwszy z nich został uderzony od tyłu kolanem przez Kolumbijczyka Camilo Zunigę w wygranym przez "Canarinhos" 2-1 meczu 1/4 finału. Selekcjoner Luis Felipe Scolari opowiedział o panice, jaka towarzyszyła drużynie po kontuzji Neymara. "Po zderzeniu z rywalem nie czuł nóg, a lekarze nie mogli wejść na boisko" - relacjonował. Kilka godzin po meczu poinformowano, że napastnik doznał pęknięcia trzeciego kręgu lędźwiowego. Czeka go kilka tygodni przerwy. Został helikopterem przetransportowany do rodzinnej Guaruji. Scolari podkreślił, że nieobecność napastnika w dalszej fazie turnieju jest katastrofą. "Neymar to jeden z naszych punktów odniesienia, ponieważ potrafi odmienić losy meczu" - przyznał. Tymczasem sam zawodnik powiedział, że nadal marzy o zdobyciu mistrzostwa i wierzy, że jego koledzy sięgną po puchar. Jednocześnie podziękował kibicom za wsparcie. Niewykluczone, że Neymar pojawi się w roli widza na meczu półfinałowym, jeśli ból kręgosłupa nieco ustąpi. W niedzielę do swojego kraju wrócili piłkarze Kolumbii, entuzjastycznie przyjęci przed rodaków. W Bogocie powitały ich setki tysięcy kibiców. Zawodnicy przejechali odkrytym autobusem ulicami miasta, witani owacyjnie przez morze ludzi ubranych w żółte koszulki drużyny narodowej. "Witajcie w domu, wspaniała reprezentacjo Kolumbii!" - głosi nagłówek w internetowym wydaniu gazety "El Tiempo". Mundial w Brazylii cieszy się większą popularnością niż cztery poprzednie. Każde z dotychczasowych 60 spotkań obejrzało na dwunastu stadionach średnio 52 761 widzów. Wyższą przeciętną miały tylko mistrzostwa świata w USA w 1994 roku. Tego turnieju nie będą jednak wspominać miło uczestnicy ze Starego Kontynentu, przynajmniej większość z nich. Po raz pierwszy od 2002 roku w półfinale MŚ zagrają bowiem tylko dwie drużyny wyłonione wcześniej w europejskich eliminacjach.