O Japończyku Nishimurze, który podarował karnego Brazylii (choć paragraf na wytłumaczenie faceta z gwizdkiem oczywiście się znajdzie, w myśl idei "dajcie człowieka, a my znajdziemy na niego paragraf") napisano i wyśmiano go już wystarczająco. Podobnie jak padającego niczym przy omdleniu Fredzie. Ale pan Nishimura dał dopiero przedsmak sędziowskiej indolencji. Sędzia asystent Humbero Clavijo zawiesił poprzeczkę znacznie wyżej - wystarczyło mu pół godziny meczu Meksyk - Kamerun, by spowodował nieuznanie dwóch prawidłowo strzelonych goli przez Meksykanów. Trener Czesław Michniewicz już po pierwszej wpadce Humberta, któremu jest bardzo daleko do Eco, napisał trafnie na Twitterze: "Nie ilość strzelonych, a uznanych goli decyduje o zwycięstwie". I pomyśleć, że tak trafnie twittujący trener nadal bez pracy. Wróćmy jednak do pana Clavijo - najpierw do siatki idealnie trafił Giovani Dos Santos, który nie był na spalonym, co błędnie pokazał Humberto. Jego rodakowi arbitrowi Wilmarowi Roldanowi nie pozostawało nic innego, jak wskazanie na rozpoczęcie gry z rzutu wolnego. Chorągiewka była w górze. Gdy zawiadowca podnosi rękę, pociąg również odjeżdża i na nikogo nie czeka. W 30. min było jeszcze śmieszniej, bo pan Clavijo pokazał spalonego przy rzucie rożnym! Owszem, piłka była zgrana głową, ale przez piłkarza Kamerunu - Choupo-Motinga, więc gol powinien być uznany, po tym jak zagłówkował do siatki Dos Santos! W ten sposób tylko po I połowie Dos Santos powinien mieć tyle samo goli, co Neymar po całym meczu z Chorwatami. A co do Humberto Clavijo, na jego usprawiedliwienie możemy tylko dodać - tak to się z człowiekiem dzieje, jak woda mu leci do oczu (pierwsza połowa toczyła się w strugach deszczu, który padał w Natal). Całe szczęście, że jego wpadki nie wypaczyły wyniku, bo Meksyk i tak wygrał. Relację z meczu znajdziesz TU!