W dotychczasowych siedmiu finałowych turniejach w Ameryce Południowej po trofeum zawsze sięgał reprezentant tego kontynentu. Jednak, zdaniem Hodgsona, tym razem jest większa szansa na to, że zatriumfuje któraś z europejskich ekip. "Oczywiście bycie gospodarzem turnieju daje zawsze dużą przewagą. Być może jakąś rolę odgrywa tu przyzwyczajenie do klimatu, ale jestem przekonany, że wszystkie różnice będą zanikać. Drużyny z Ameryki Południowej "eksportują" swoich piłkarzy do Europy, więc większość z nich lepiej zna klimat Starego Kontynentu. Brazylia, Urugwaj czy Argentyna będą miały niewielu zawodników z rodzimych lig" - wyjaśnił Anglik, który w sierpniu skończy 67 lat, w wywiadzie dla serwisu fifa.com. Zaznaczył, że taka sytuacja to efekt polityki transferowej w ostatnich latach. "Obecnie nie jest już tak jak kiedyś, gdy brazylijscy piłkarze byli zupełnie anonimowi poza granicami swojego kraju, dopóki nie zaistnieli na mistrzostwach świata. Garrincha i Pele byli sławni w ojczyźnie, ale gwiazdami formatu międzynarodowego stali się dopiero po wyjściu na murawę na mundialu. Teraz można pójść do kibica piłki nożnej w Anglii i poprosić go o podanie składu Brazylii - to nie będzie dla niego problem, bo połowę kadry widział na boiskach Premier League, a resztę w Lidze Mistrzów" - tłumaczył Hodgson. Selekcjoner nie pokusił się o odpowiedź wprost na pytanie, do jakiej fazy turnieju jego zdaniem dotrze ekipa Anglii. "W kraju nadzieje są wielkie, ale nie brakuje też ogromnego wsparcia. Można mówić, że mamy dużą szansę na triumf, albo że nie mamy żadnej, i stosować różne sztuczki i gry psychologiczne. Czego bym nie powiedział, za chwilę ktoś to podchwyci i napisze. A pewne jest tylko to, że czekają nas co najmniej trzy mecze, choć chcielibyśmy rozegrać ich siedem. Kiedy znajdziemy się na murawie w Manaus i sędzia zagwiżdże po raz pierwszy, wszystko inne przestanie się liczyć. Tylko te 95 czy 96 minut gry będzie miało znaczenie. Życzyłbym sobie tylko, żebyśmy mieli więcej czasu na przygotowania, a tymczasem piłkarze będą zmęczeni po długim, intensywnym sezonie. Choć oczywiście w identycznej sytuacji jest co drugi uczestnik MŚ" - zaznaczył szkoleniowiec. Hodgson nie ma wątpliwości, że tegoroczny mundial będzie miał wyjątkową atmosferę. "Każdy kojarzy Brazylię z futbolem. Nie tylko dlatego, że reprezentacja tego kraju osiąga tak dobre wyniki. Brazylijscy piłkarze występowali i wciąż występują w najlepszych klubach na całym świecie. Są ich tysiące. Poza tym każdy zna obrazki z Copacabany czy innych plaż, na których ktoś nieustannie gra w piłkę. To kraj, który oszalał na punkcie tego sportu. Ludzie po to w nim żyją. Największym marzeniem Brazylijczyka jest zrobienie kariery piłkarskiej" - zauważył. Dodał jednak, że nie bez znaczenia są kwestie pozaboiskowe. Jego zdaniem ważne jest też to, co będzie działo się między meczami, a mało kto może zaoferować tyle atrakcji, co gospodarze tegorocznego mundialu. "To niesamowita mieszanina: kolory, samba, karnawał, otwarci ludzie i niezwykłe tradycje. Poprzednie mistrzostwa odbyły się tu w 1950 roku - to 64 lata temu, mało kto je pamięta. Dlatego niemal każdy myśli o tym turnieju jak o czymś zupełnie nowym" - podkreślił Hodgson. Angielski szkoleniowiec objął reprezentację 1 maja 2012 roku, tuż przed mistrzostwami Europy w Polsce i na Ukrainie. "Trzy Lwy" dotarły w nich do ćwierćfinału, w którym uległy po rzutach karnych Włochom. Doświadczenie trenerskie Hodgson zbierał z 17 innymi zespołami, w tym z reprezentacjami Szwajcarii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Finlandii. Jest miłośnikiem literatury i poliglotą. Zna francuski, niemiecki, włoski, szwedzki, norweski, fiński i duński. Anglia rozpocznie rywalizację w MŚ meczem z Włochami w Manaus 14 czerwca. Pięć dni później zmierzy się w Sao Paulo z Urugwajem, a 24 czerwca w Belo Horizonte - z Kostaryką.