Jeszcze o świcie niemal w każdym niemieckim mieście słychać było śpiewy zmęczonych już kibiców. Radość jest wielka, a świętowanie dopiero ma się zacząć. Koleje wprowadziły specjalne bilety dla tych, którzy chcą przyjechać do Berlina na oficjalną fetę. Sprzedają się one jak świeże bułeczki. Szacuje się, że przed Bramą Brandenburską zbierze się nawet 250 tys. ludzi. Reprezentacja prowadzona przez Joachima Loewa ma wylądować w Berlinie we wtorek, o 9 rano. Dwie godziny później mają świętować z zebranymi kibicami sukces, czwarty w historii tytuł mistrza świata. Już w nocy z niedzieli na poniedziałek w Niemczech zapanowało szaleństwo. Wiele miast było nieprzejezdnych, ulice opanowali świętujący fani, w oknach masowo zaczęły pojawiać się flagi. Ludzie tańczyli, śpiewali, skakali. W samym Berlinie, w największej strefie kibica, na żywo finał oglądało ponad 200 tys. osób. Również sami piłkarze w nocy się nie oszczędzali. Do hotelu w Rio de Janeiro wmaszerowali śpiewając: "Numerem jeden na świecie jesteśmy my". "Co się stanie, nie wiem, ale Rio na pewno nie pójdzie tej nocy spać" - powiedział odważnie Lukas Podolski. Już w szatni na mistrzów świata czekało piwo i szampan. Kieliszek z zawodnikami wypiła także kanclerz Niemiec Angela Merkel. Bohaterem spotkania był Mario Goetze, który w dogrywce strzelił zwycięskiego gola. "To jest jak sen" - przyznał pomocnik Bayernu Monachium. Przyjęcie w Rio de Janeiro trwało do rana. Oprócz piłkarzy i ich partnerek oraz żon nie brakowało także innych gwiazd. Z piłkarzami całą noc spędziła piosenkarka Rihanna.