Dwadzieścia lat po mistrzostwach świata w piłce nożnej w USA, soccer - jak określa się tu tę najpopularniejszą w świecie grę - nie jest już sportem niszowym. Daleko mu jednak do pozycji koszykówki czy baseballu, m.in. dlatego, że brakuje wielkich gwiazd. Amerykanie zakwalifikowali się do rozpoczynających się w czwartek mistrzostw w Brazylii, ale niemiecki selekcjoner reprezentacji Jurgen Klinsmann wprost przyznał, że nie mają szans na zwycięstwo, bo "to jeszcze nie ten poziom". - By wygrać, musielibyśmy zagrać siedem razy mecze naszego życia - powiedział magazynowi "New York Times". By podnieść poziom, Klinsmann ściągnął do zespołu kilku graczy z Niemiec, głównie synów amerykańskich żołnierzy służących w zlokalizowanych tam bazach. Mają oni amerykańskie paszporty, ale wyrośli w Niemczech, w kulturze piłki nożnej. Choć futbol przestał być w USA elitarnym sportem amerykańskiej, białej, wyższej klasy średniej z przedmieść, jakim był w latach 70., to wciąż dzieciaki grające na podwórkach nie marzą - jak w Niemczech czy Polsce - że pewnego dnia zostaną piłkarzem. Amerykańscy chłopcy chcą być koszykarzami, grać w baseball lub futbol amerykański. Te trzy dyscypliny - jak tłumaczy prof. Andrei S. Markovits z University of Michigan, autor książek i publikacji porównawczych na temat kultury sportu w USA i Europie - zdominowały amerykańską przestrzeń sportową zanim na przełomie XIX i XX w. z Anglii do USA dotarł "soccer". Ta używana jedynie w USA nazwa też pochodzi z angielskiego slangu. - Jak jesteś z biednej rodziny i masz atletyczny talent, to wybierasz koszykówkę czy baseball, bo to one otwierają drogę do wielkich pieniędzy - wyjaśnia Markovits. Ponadto - zauważa - amerykańscy piłkarze są mało szanowani zarówno przez zawodników z innych krajów, jak i przez amerykańskich atletów z czołowych dyscyplin sportowych. - Jak mają być szanowani, jeśli grają za naprawdę psie pieniądze w porównaniu z koszykarzami, futbolistami czy hokeistami - zauważył Tomasz Frankowski, były piłkarz m.in. Wisły Kraków, który w 2008 roku grał w Chicago Fire w USA. - W budżetach amerykańskich klubów na pensje piłkarzy przeznacza się ok. trzech milionów dolarów. To bardzo mizerne środki, nawet jak na polskie warunki - dodał. Wspomina, że ogromna większość zawodników w jego klubie zarabiała po 2-4 tys. dolarów miesięcznie. - Sam sobie zadawałem pytanie, jak ci chłopcy mają dawać radość fanom - dodał. Ale zastrzegł, że na mecze przychodziło średnio około 15 tys. widzów, czyli więcej niż na mecze polskiej Ekstraklasy. - Przy jakości zawodników, która jest średnia, jest to w moim odczuciu duże zainteresowanie - dodał. Spore nadzieje na wzrost popularności piłki nożnej wiązano z organizacją w USA mistrzostw świata w 1994 roku. Na fali tych zawodów powstała MLS (Major League Soccer), która liczy obecnie 19 zespołów. Ogromnym postępem jest to, że wszystkie mecze pierwszej ligi są transmitowane w telewizji; wcześniej tylko kilka rocznie. Świetne wyniki osiągają w piłce nożnej Amerykanki, które czterokrotne zdobyły mistrzostwo olimpijskie. Ale wyczekiwana rewolucja nie nadeszła. Według sondażu zrealizowanego na przełomie maja i czerwca dla "Washington Post i ABC-News tylko 28 proc. Amerykanów uważa się za fanów piłki nożnej. To nawet o kilka procent mniej niż tuż przed mistrzostwami 20 lat temu. Z kolei aż 49 proc. respondentów określiło piłkę nożną jako sport nudny lub bardzo nudny. Choć coraz więcej dorosłych gra w piłkę nożną, to liczba młodych graczy (w wielu 6-12 oraz 13-17) spadła poniżej tej z 1994 r. , podał "WP". - World Cup w 1994 r. to były najwspanialsze mistrzostwa, jakie FIFA kiedykolwiek zorganizowała; z wielką widownią. Ale FIFA wypożyczyła USA na te zawody. To było jak cyrk, który przyjechał do miasteczka: wielka sprawa dopóki trwa, ale po wyjeździe każdy zapomina. Dwa dni po meczu finałowym amerykańskie media zapomniały o piłce nożnej - powiedział Markovits. Z okazji mistrzostw w Brazylii media znowu zainteresowały się tym sportem. - "New York Times" to moja biblia, ale jestem na nich zły, bo nigdy nie piszą o zawodnikach z New York Red Bulls, a teraz piszą o soccerze, bo są globalną gazetą i muszą - powiedział Markovits. Jego zdaniem w kulturze sportowej nawet ważniejsze od samej gry są debaty i analizy przed i po meczach: kto powinien grać, a kto nie, co jada zawodnik, czy ma depresje. W MLS wciąż tego brakuje. Ale i tu sytuacja się powoli zmienia. Gdy dwa tygodnie temu Klinsmann ogłosił, że w Brazylii nie zagra Landon Donovan, jeden z najbardziej znanych zawodników MLS i najlepszy strzelec reprezentacji w historii, wzbudziło to tak duże kontrowersje w środowisku piłkarskim, że zostało zauważone w mediach. - Po raz pierwszy mieliśmy prawdziwą debatę. To początek kultury sportowej, ale to zajmie jeszcze ze 20-30 lat - ocenił Markovits. Nawet najwięksi miłośnicy piłki nożnej nie liczą, że uda jej się zdetronizować któryś z czołowych amerykańskich sportów. Ale USA to wielki kraj i zdaniem ekspertów jest miejsce na cztery lub nawet pięć silnych dyscyplin. Perspektywy dla piłki nożnej są niezłe, bo jest popularna wśród rosnącej w USA populacji latynoskiej. Zdaniem Frankowskiego radykalna zmiana nie nastąpi dopóki do Ameryki nie zaczną przyjeżdżać gwiazdy z innych państw "w najlepszym sportowo wieku". - A to nie nastąpi, dopóki budżety klubów MLS nie wzrosną do 30-40 mln USD, jak w Europie - powiedział. Lidze już teraz udaje się ściągnąć wielkie nazwiska, jak Francuz Thierry Henry czy wcześniej Anglik David Beckham, ale u schyłku ich kariery. Jeszcze bardziej, zdaniem prof. Markovitsa, pomogłoby, gdyby Ameryka "stworzyła" swoją własną gwiazdę. Jeśli nie na miarę Messiego czy Cristiano Ronaldo, to przynajmniej "minigwiazdę". - Mogę sobie wyobrazić, że Jozy Altidore, jeden z najlepszych amerykańskich napastników, strzela w Brazylii fenomenalnego gola przeciwko Niemcom lub Portugalii, co doprowadza do wygranej i wyjścia z grupy. Wtedy uruchomi się maszyna kreującą gwiazdę i jest szansa, że kilkuletni chłopak w Kalifornii zapragnie zostać nowym Altidore - zaznaczył. W przyszłość amerykańskiej piłki wierzy też Pele, brazylijski gwiazdor, który w latach 70. kończył swą piłkarską karierę w nowojorskim klubie Cosmoms, popularyzując ten niszowy wówczas sport w USA. - Poczekajcie ze 20 lat i zobaczycie, że Stany Zjednoczone zdobędą mistrzostwo. Świat będzie zaskoczony - powiedział cytowany w "WP". Z Waszyngtonu Inga Czerny