Dotychczas siedem turniejów o mistrzostwo świata odbyło się w Ameryce Południowej, Środkowej i Północnej (Urugwaj 1930, Brazylia 1950, Chile 1962, Meksyk 1970, Argentyna 1978, Meksyk 1986, USA 1994). W każdym z nich triumfował zespół południowoamerykański - Brazylia, Urugwaj lub Argentyna. Czy to znaczy, że teraz znów rosną szanse gospodarzy i ich sąsiadów? "Klimat ma znaczenie, ale to nie wszystko. Nie zapominajmy, że wiele piłkarskich talentów urodziło się właśnie w Ameryce Południowej. Jakość gry tamtejszych zawodników zawsze była na bardzo wysokim poziomie. Brazylijczycy słynęli głównie z techniki, a Urugwajczycy i Argentyńczycy ze świetnej defensywy" - przyznał Gmoch, selekcjoner reprezentacji Polski m.in. podczas mundialu w 1978 roku w Argentynie. "Oczywiście nie ulega wątpliwości, że organizatorom mistrzostw jest łatwiej, zawsze mają za sobą pewnego rodzaju lobby. Nie mówię absolutnie o jakimś cwaniactwie czy układach. Chodzi mi raczej o terminarz, dobór stadionów itd. To jest dla gospodarzy handicap. Większość obszaru Brazylii leży w trzech strefach klimatycznych, więc odpowiednia pora meczów czy miejsce takich spotkań odgrywają dużą rolę. Ta uwaga jeszcze bardziej dotyczy Meksyku, gdzie panują ciężkie warunki klimatyczne" - dodał. Gmoch jako trener "Biało-czerwonych" kilkakrotnie gościł w Ameryce Południowej. Nie tylko na mundialu 1978, ale także przy okazji m.in. towarzyskich spotkań. "W przeszłości wiedza fizjologiczna była na niższym poziomie, co stawiało kraje z Ameryki Południowej i Środkowej w uprzywilejowanej pozycji. Gdy graliśmy z Boliwią w czerwcu 1977 roku, potrafiliśmy się właściwie przygotować, bo czerpaliśmy wiedzę od lekarzy argentyńskich. Stadion w La Paz leży na wysokości ponad 3600 metrów. W takich warunkach trzeba przebywać nie dłużej niż 24 godziny, czyli przyjechać, zagrać i wyjechać. Żadna aklimatyzacja nie wchodzi w grę. Zwyciężyliśmy wtedy 2-1, wokół boiska mieliśmy aparaty tlenowe. W pewnym momencie Grzegorz Lato podbiegł do mnie i krzyknął: "Trenerze, czarna ściana, nic nie widzę". W hotelu zabroniono nam chodzenia po schodach na pierwsze piętro, tylko windami. Serce waliło jak młot" - wspomina Gmoch. "Klimat jest więc istotny, ale obecnie drużyny są świetnie rozeznane, można się lepiej przygotować, z odpowiednim wyprzedzeniem. Brazylia nie ma takiej wielkiej przewagi jak kiedyś, zresztą większość jej reprezentantów występuje w Europie" - dodał. Jak zaznaczył, różnica zaciera się także z innego powodu. "Kiedyś zaczynające przygodę z piłką dzieci z Brazylii czy Europy Południowej z uwagi na sprzyjający klimat grały cały rok, dlatego miały później przewagę techniczną nad innymi rówieśnikami. Naszych piłkarzy można było natomiast lepiej przygotować fizycznie. Teraz wszystko się zaciera, znikają różnice. Są akademie dla najmłodszych, gra się cały rok. Jeśli 18-latek nie załapie się do składu pierwszego zespołu, szybko staje się piłkarskim "staruszkiem"" - podkreślił były trener m.in. Panathinaikosu Ateny, AEK Ateny i Olympiakosu Pireus. Przy okazji Gmoch zwrócił uwagę na inny istotny aspekt mundialu. "Bardzo ważny będzie element mentalny i psychofizyczny. Zobaczymy, w jakiej formie przyjadą piłkarze. Przecież np. Lionel Messi nie przypomina zawodnika sprzed kilku miesięcy. Kontuzje leczą m.in. Radamel Falcao i Neymar, teraz problemy zdrowotne ma Sergio Aguero. Następuje zmęczenie materiału największych gwiazd. Uważam, że obecnie za dużo się gra, wszystko się "kotłuje". Następuje gradacja, mistrzostwa świata schodzą na drugi plan. Najważniejsza staje się Liga Mistrzów". Były piłkarz i selekcjoner reprezentacji Polski ostrożnie podchodzi do typowania faworytów mistrzostw. "Moje doświadczenie nie pozwala mi teraz udzielić odpowiedzi, muszę zobaczyć ostateczne składy uczestników. Za dużo drobnych elementów wchodzi w grę, kontuzja nawet jednego piłkarza może spowodować wielkie straty. Wiadomo, że "czarnym koniem" może być mocna kadrowo Belgia, a Hiszpania powinna zyskać dzięki pozyskaniu do formacji ataku urodzonego w Brazylii Diego Costy. Tymczasem gospodarz mundialu ma swoje problemy. Brakuje np. światowej klasy środkowego napastnika. Fred ma już ponad 30 lat. Selekcjoner "Canarinhos" będzie pod dużą presją. Życie trenera w brazylijskim piekle nie jest łatwe. Mówiąc żartobliwie, wystarczy jedna porażka i trzeba uciekać nawet nie do amazońskiej dżungli, ale raczej do oceanu" - zakończył Jacek Gmoch. Początek mistrzostw świata 12 czerwca w Sao Paulo.