Po przegranej z Belgią, USA zakończyły we wtorek udział w mundialu. Ale jak oceniają komentatorzy, drużyna Jurgena Klinsmanna wypadła świetnie, przyciągając rekordową liczbę widzów i rozbudzając nadzieje, że piłka nożna nareszcie trafiła do serc Amerykanów. "W kolejnym imponującym meczu hipnotyzującego mundialu, Amerykanie wpędzili Belgów niemal na krawędź ich wspaniałych możliwości. Końcówka była brutalna, ale taki już jest sport. Po fascynującym występie, mistrzostwa świata kończą się tutaj" - napisał dziennik "New York Times". Belgia pokonała USA 2-1 w dogrywce, eliminując Stany Zjednoczone z kolejnej rundy. "Marzyliśmy. I nie byliśmy daleko od realizacji naszych pragnień" - powiedział bramkarz reprezentacji USA Tim Howard. Dla amerykańskich kibiców był on bez wątpienia bohaterem wtorkowego spotkania. Dzięki niemu "Amerykanie nie odeszli po cichu" - skomentował "NYT". Fantastyczny bramkarz obronił aż 16 strzałów rywali. Belgom dopiero w dogrywce udało się zdobyć dwa gole. Na koniec Amerykanie też celnie strzelili, ale to było za mało, by odmienić losy meczu. Także "Washington Post" zachwyca się skutecznością Howarda w meczu z Belgią i generalnie chwali Amerykanów za występ w tegorocznym mundialu. "Przez dwa tygodnie Howard i spółka zabrali widzów w ekscytującą podróż, choć ich przedwczesne wyjście z gry oznacza, że Amerykanom znowu nie udało się awansować do kolejnej rundy" - napisał. Jak podsumowuje dziennik, wygrana z Ghaną rozbudziła nadzieje Amerykanów, remis z Portugalią sprawił, że obgryzali paznokcie, a przegrana z Niemcami była powodem do świętowania, bo Amerykanom udało się skompletować wystarczającą liczbę punktów, by wyjść z "grupy śmierci". Po ostatnim gwizdku meczu z Belgią, tłumy amerykańskich fanów na stadionie nagrodziły swą drużynę brawami. Dopingowali ją z werwą od początku turnieju. Kibice z USA wykupili największą liczbę biletów na mecze, poza gospodarzami turnieju Brazylijczykami. Także przed telewizorami zasiadały w tym roku rekordowe liczby widzów, większe nawet niż podczas ostatniego finału mistrzostw koszykarskiej ligi NBA. Publiczne pokazy dla masowej publiczności zorganizowało wiele amerykańskich miast. Największy, w Chicago, zgromadził we wtorek 25 tys. osób. Transmisję na wolnym powietrzu po raz pierwszy zorganizowały też władze stołecznego Waszyngtonu. Dotychczas dwa niewielkie ekrany na placu Dupont Circle w centrum miasta sponsorowała ambasada Niemiec w USA, ale plac okazał się zdecydowanie za mały. Mecz, jak pokazały zdjęcia przesyłane na Twitterze, oglądał wspólnie z pracownikami Białego Domu prezydent Barack Obama. Zapału amerykańskiemu zespołowi dodawał też na tym portalu społecznościowym były prezydent Bill Clinton. Drużynie Klinsmanna kibicowali też przed telewizorami w Afganistanie amerykańscy żołnierze. Zdaniem "NYT" jest kilka powodów, dla których "tegoroczny mundial w końcu zapalił" Amerykanów. Po pierwsze oglądaniu spotkań w USA sprzyjała brazylijska strefa czasowa (zwłaszcza w porównaniu z mundialem w RPA cztery lata temu). Po drugie większa liczba fanów odzwierciedla rosnącą populację mniejszości latynoskiej w USA oraz wzrost zainteresowania piłką nożną wśród tzw. pokolenia Y, czyli osób urodzonych w wyżu demograficzny lat 80. i 90. Statystyki wydają się potwierdzać te tezy. W ankiecie przeprowadzonym przez badającą sport firmę Rich Luker, około 14 proc. Amerykanów w wieku 12-24 lata powiedziało, że zawodowy soccer (jak określa się w USA piłkę nożną) jest ich ulubionym sportem. Więcej fanów w tej grupie wiekowej zebrała tylko liga footballu amerykańskiego. "Kraj się zmienia. To nowa Ameryka" - powiedział Don Garber z ligii soccera MLS.