Scolari 12 lat temu, gdy po raz pierwszy objął posadę szkoleniowca brazylijskiej drużyny (w latach 2001-02), wygrał z nią mundial. 65-letni szkoleniowiec uważa jednak, że sukces z 2002 roku zostanie odsunięty na dalszy plan przez wtorkowy blamaż. - Zostanę zapamiętany jako ten, który przegrał 1-7, w najgorszej porażce w historii brazylijskiego futbolu. Kiedy obejmowałem tę posadę, to wiedziałem, że z takim ryzykiem się to wiąże - podkreślił w rozmowie z dziennikarzami. Tak dużą różnicą bramek "Canarinhos" przegrali wcześniej tylko raz - w 1920 roku 0-6 z Urugwajem w rozgrywanym w Chile turnieju Copa America. Scolari także nie będzie w stanie wyrzucić z pamięci wtorkowej porażki. Jak zaznaczył, nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się przeżyć tak dotkliwego pogromu. - Kiedy wezmę pod uwagę czas, który spędziłem jako zawodnik, trener, a nawet jako nauczyciel wychowania fizycznego, to wydaje mi się, że był to najgorszy dzień w moim życiu - dodał. Wynik wtorkowego pojedynku z Niemcami określił jako "katastrofalny" i "okropny". Kilkakrotnie powtarzał jednak też, że "życie toczy się dalej". Zaprzeczył, że spotkanie miałoby zdecydowanie inny przebieg, gdyby mógł wystąpić lider jego zespołu - Neymar. - Nie wydaje mi się, aby były podstawy, by sądzić, że jego obecność w składzie coś by zmieniła w tym względzie. Nie szukajmy usprawiedliwienia w nim. Było tych kilka minut, w których Niemcy przycisnęli i wtedy nas wypunktowali. To nie ma nic wspólnego z Neymarem - ocenił trener Brazylijczyków.