Po bezbramkowym remisie w ćwierćfinale z Holandią, spisująca się dotąd rewelacyjnie Kostaryka przegrała w rzutach karnych 4-5 i pożegnała z turniejem. Gdy Junior Diaz dowiedział się, że chce z nim rozmawiać dziennikarz z Polski, przywitał go stwierdzeniem: "Poland! Mówię po polsku". Czy potrafi pan wyjaśnić tak dobre wyniki Kostaryki na tych mistrzostwach? Junior Diaz: - Były dla nas fantastyczne. Ćwierćfinał okazał się bardzo trudny, ale graliśmy przeciwko jednej z najlepszych drużyn świata. Proszę pamiętać, że nie przegraliśmy w Brazylii meczu! A rywalizowaliśmy ze wspaniałymi drużynami. To wprost niesamowite... Ale Arjen Robben dał się panu mocno we znaki w meczu z Holandią? - Ciężko go zatrzymać. Wiem, bo grałem już przeciwko niemu w Bundeslidze. Słynie nie tylko z wielkich umiejętności, ale także z doskonałej kondycji. Niech pan powie szczerze - czego oczekiwał przed tym turniejem? - Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani do mistrzostw. Mówiliśmy sobie - jedziemy do Brazylii, by zadziwić świat. Udało się. Jestem strasznie szczęśliwy. Grałem w ciężkich meczach, starałem się pomóc w nich drużynie. Mogę być z tego dumny. Wiele osób spoza reprezentacji bardzo mnie wspierało. Czy wie pan już coś na temat powitania jakie szykują wam w Kostaryce kibice? - Zapowiada się niezłe szaleństwo. Na pewno ludzie wyjdą na ulice, by nas powitać. Będziemy jechali odkrytym autobusem. Już wspominali jak są z nas dumni. Kiedy wracacie do domu? - Chyba we wtorek, jeśli dobrze pamiętam. A ma pan ochotę wrócić jeszcze do Polski? Jak wspomina pan grę w Ekstraklasie? - Och, to był wspaniały okres. Zdobyłem z Wisłą mistrzostwo. Wspomnienia z Polski mam bardzo dobre. Kto wie, może kiedyś znów tam zagram? Rozmawiał w Salvadorze Dariusz Kurowski