Podobało się panu spotkanie Brazylii z Chorwacją (3-1)? Gustavo Poyet: Nawet bardzo. Zazwyczaj mecze otwarcia nie są zbyt ciekawe. Tym razem było inaczej. Widzieliśmy otwartą grę, szczególnie w drugiej połowie. A najbardziej po decyzji sędziego o podyktowaniu rzutu karnego dla Brazylii, co kompletnie zmieniło przebieg pojedynku. Strata samobójczej bramki, dość paradoksalnie, podziałała chyba korzystnie na Brazylijczyków... - Tak się czasami zdarza w futbolu. Gra się nie klei, a rywale strzelają bramkę. I nagle się okazuje, że to wpływa na większe zaangażowanie zawodników. Ruszają do ataku i w konsekwencji wygrywają. Być może tak samo stało się z reprezentacją Brazylii. Początek nie był dobry w jej wykonaniu, a piłkarze wyglądali na rozkojarzonych... - Za łatwo przychodziło im rozgrywanie piłki, a brak koncentracji sprawiał, że "Canarinhos" szybko ją tracili. Chorwaci przeprowadzali wtedy groźne kontrataki. Tak padł gol. Neymar bohaterem gospodarzy... Jak pan ocenia jego grę? - To piłkarz światowej klasy. Jego zagrania, akcje, strzały robiły różnicę na boisku. A przenosząc się na moment do Anglii może pan zdradzić, jak udało się utrzymać Sunderland w Premier League w ostatnim sezonie? - Szczerze mówiąc chyba zdarzył się cud. Mam nadzieję, że w następnych rozgrywkach uda się zająć bezpieczne miejsce w środku tabeli, by znów nie przeżywać tego, co ostatnio. W Brighton pracował pan z polskim bramkarzem Tomaszem Kuszczakiem. Jakie wspomnienia? - Bardzo pozytywne. Brighton podjął świetną decyzję ściągając go do klubu. Tomasz zrobił dla niego dużo dobrego. Ma bardzo silny charakter i wpływ na drużynę. Teraz jest wolnym zawodnikiem. Moim zdaniem pozostanie w Anglii, bo ma już swoją markę.