Gmochowi nie chodziło o to, że Krul obronił dwie "jedenastki", tylko o to, że przed każdym karnym podchodził do jego strzelca, patrzył prosto w oczy i mówiąc jakieś słowa próbował sprowokować do błędu, wytrącić z równowagi. - Sędzia powinien natychmiast ostrzec Krula i dać mu kartkę. Takich prowokacji nie wolno stosować - podkreślał Gmoch w TVP. Prowadzący program Jacek Kurowski zaoponował: - Gdyby pan był w teamie Holandii, to by pan inaczej mówił. Właśnie trzeba prowokować, trzeba wyprowadzić przeciwnika z równowagi - tłumaczył. Gmoch odparł: - Ja jestem w teamie piłkarskim. Absolutnie nie wolno stosować takich prowokacji, choćby nie wiem co się działo. To jest preferencja, dawanie szansy komuś innemu. Bramkarz Kostaryki nie robił czegoś takiego. - Nie robił, bo nie wpadł na to panie trenerze - nie dawał za wygraną red. Kurowski. - Aha, to trzeba wpaść na to. To ja myślę, że on (Krul) powinien wpaść na minę - wypalił Gmoch. W tym samym programie Gmoch skonfrontował się jeszcze z trenerem Jerzym Engelem na temat ćwierćfinału Niemcy - Francja. Engel bronił Francuzów, a krytykował zwycięskich Niemców, z czym się Gmoch nie chciał pogodzić. - Ten system z Valbueną, który przechodzi z lewej na prawą stronę, zatrudnia środkowych napastników w ogóle nie funkcjonował. Długie piłki, które miały być krosowe od Cabaye’a, w ogóle nie funkcjonowały, bo pressing był świetny - krytykował taktyczne rozwiązania "Trójkolorowych" Jacek Gmoch. Engel nie dawał za wygraną: Która z armat niemieckich wystrzeliła? Klose czy Mueller? Gmoch ripostował: - Klose był po to, żeby zająć dwóch "sztoperów" Engel odparł: - U Niemców były dwie wielkie armaty i żadna z nich nie wystrzeliła. Potrzebowali Hummelsa do strzelenia gola. Ostatnie zdanie w tej wymianie należało do Gmocha: - Ale po co miały wypalić te armaty? Strzelili bramkę na początku i był spokój, byli hegemonem na boisku (he-he-he-he) - zakończył ze śmiechem nestor polskich trenerów, selekcjoner z MŚ 1978 r.