Hiszpanie są wściekli, bo każdy z zawodników ich reprezentacji w przypadku wygranej ma otrzymać premię wysokości 720 tys. euro. Już za samo wejście do finału aktualnego mistrza świata ma zostać nagrodzone premią wysokości 360 tys. euro. Jest to dokładnie tyle, na ile mogą liczyć niemieccy zawodnicy, gdyby udało im się zdobyć zwycięski tytuł. Dwukrotnie bogatsi od Niemców? W Hiszpanii, kraju nękanym wciąż jeszcze kryzysem finansowym i rekordowo wysokim bezrobociem (26 proc. wśród młodych ludzi) tak wysokie premie wywołały gorącą debatę. Takie wynagrodzenie to "obraza dla obywateli", stwierdzili socjaliści Pablo Martin Pere i Susana Ros. Polityk Carlos Martinez Gorriaran z socjalliberalnej partii UPyD stwierdził, że są one "nie z tej ziemi". - Wobec tak wielu ludzi cierpiących na skutek kryzysu, takie wynagrodzenie nie pasuje zupełnie do naszego codziennego życia - powiedział handlowiec Juan Burgos w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika "Independent". Parlamentarzysta Josep Anton Duran i Lleida piętnował, że hiszpańskie premie są dwukrotnie wyższe od niemieckich. - Czy jesteśmy dwukrotnie bogatsi od Niemców? - pytał. Jak to wytłumaczyć w kryzysie? Niemcy, którzy zahartowani są już w debatach z powodu premii i zarobków, mogących wzbudzać zazdrość, w przypadku wygranej na mundialu w Brazylii otrzymaliby od swojego związku DFB po 300 tys. euro premii. Jeżeli wypadliby z gry już we wstępnych rozgrywkach lub w 1/8 mistrzostw, trener Loew i jego podopieczni wróciliby do Niemiec z pustymi kieszeniami. -Zawodnicy w pełni rozumieją i popierają zasadę zapłaty w zależności od osiągnięć - podkreślił szef DFB Wolfgang Niersbach. Hiszpański Związek Piłki Nożnej próbował uspokoić nastroje w kraju. - Traktujemy to jak inwestycję - cytowała gazeta "El Pais"krąg piłkarskich działaczy. - Dzielimy się z zawodnikami pieniędzmi, które otrzymaliśmy od FIFY - tłumaczono. Gospodarka Hiszpanii już drugi rok z rzędu pogrąża się w recesji. W I kwartale br. PKB wzrosło o 0,4 proc w porównaniu z ostatnim kwartałem ub. r. Stopa bezrobocia utrzymuje się na poziomie 26 proc. Każdy z własną konsolą FIFA podwyższyła premie na MŚ 2014 o 37 proc. i zdobywca tytułu otrzyma 26,5 mln euro. Nawet, jeżeli cała ekipa trenerska "Czerwonej Furii" otrzymałaby sute premie, związek piłkarski wciąż jeszcze miałby na swym koncie grube miliony. W innych europejskich krajach emocje wokół premii nie są aż tak gorące, bo i premie są niższe. Jak donosi "La Repubblica członkowie włoskiej reprezentacji otrzymaliby w przypadku zwycięstwa po 200 tys. euro premii. Tak skromne wynagrodzenie Włosi tłumaczą bardzo wysokimi kosztami podróży do Brazylii - 4,7 mln euro. Związek piłkarski wynajął kontenerowiec, którym przewieziono aprowizację, sprzęt do treningów, telewizory i konsole do gier komputerowych dla zawodników. Koszty ich kwatery w Mangaratiba wynoszą ponad 800 tys. euro. Jeden pokój kosztuje tam 350 euro za noc. Członkowie rodzin zawodników, którzy chcą towarzyszyć któremuś z "azzurri" muszą sami sfinansować sobie przelot i zakwaterowanie. Młodsi zawodnicy w samolocie nie mogli nawet zająć miejsc w klasie biznesowej, tylko podróżowali w "drewnianej", ekonomicznej. Grozili bojkotem Jak daleko może pójść dyskusja w sprawie wywołujących zazdrość wynagrodzeń ukazuje pewien kuriozalny przypadek. Ponieważ zawodnicy i związek piłkarski w Kamerunie nie mogli się porozumieć w sprawie premii, kadra trenowana przez Niemca Volkera Finke groziła przed sprawdzianem w pojedynku z Niemcami bojkotem. Bardzo to zakłóciło przygotowania, piłkarze nawet wylecieli później niż planowano. Na oczach kibiców rozegrał się niegodny sportu pojedynek pazernych piłkarzy z żądnymi władzy działaczami. Redakcja Polska Deutsche Welle