INTERIA.PL: Był pan na kongresie FIFA w Sao Paulo i widział pan na żywo mecz otwarcia mundialu. Jakie wrażenia wywozi pan z Brazylii? Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u: - Szaleństwo, jakie panuje na punkcie piłki nożnej w Brazylii, jest nieporównywalne do tego, co się dzieje w innych krajach. Tak dużo ludzi, średniozamożnych i biednych żyje piłką, ma poczucie jedności narodowej. Piłka nożna jest niesamowicie ważna. Były też ostre protesty. - One pokazały, że Brazylii nie brakuje problemów, ale który kraj jest wolny od nich? Brazylijczycy protestują przeciw mundialowi, a u nas Kraków wycofał się z organizacji igrzysk, zanim na dobre zaczął o nie zabiegać. Nie dziwmy się, że w kraju, w którym mieszka 250 mln ludzi, nie wszyscy myślą i mówią to samo. Ale wielu mieszkańcom kraju, w którym wielu ludzi wegetuje w favelach, nie podobało się utopienie milionów w trwającą miesiąc zabawę w piłkę nożną. - Spójrzmy na fakty. Na mistrzostwa świata zbudowano 12 stadionów, z czego dziewięć jest prywatnych, a tylko trzy państwowe. Na sam mundial państwo wydało 11,5 miliarda dolarów, ale inwestycje w Brazylię są nieporównywalnie większe - sięgają półtora biliona dolarów! Te pieniądze poświęcono na budowę dróg, kolei, metra, lotnisk. Ta infrastruktura będzie krajowi służyła na lata. Ja tych protestów nie widziałem, nie słyszałem. A jaka jest atmosfera? Mundial czuć na każdym kroku? - Tak jest. Przejeżdżaliśmy przez favelę, ludzie nie zawsze mają co jeść, ale każdy śpiewa "Brasil, Brasil". Tutejsza telewizja na okrągło nadaje o mistrzostwach. A gra Brazylijczyków, mimo zwycięstwa, nie nastroiła ich optymizmem. Brazylijczycy mówią, że trochę sędzia im pomógł, a najbardziej bramkarz Chorwatów, który podarował pierwszą i trzecią bramkę. Dobry bramkarz łapie takie strzały. Brazylijczycy mówią, że drużyna pokazała charakter, ale też dostrzegają problemy z odbiorem piłki, a także fizyczne. Podobno jest pan w koalicji Michela Platiniego, która chce w FIFA zdetronizować Sepa Blattera? - Śmiać mi się chce, gdy czytam wypociny kilku pseudodziennikarzy, którzy na siłę chcą mnie wpakować w układ fifowski, czy uefowski. Nie życzę sobie, aby ktoś mnie z jakimikolwiek układami łączył. Jestem prezesem PZPN-u i zajmują mnie całkowicie problemy polskiej piłki, na czele ze szkoleniem młodzieży, bo to jest jedyna droga, aby cokolwiek osiągnąć. Nie mam i nie chcę mieć nic wspólnego z gierkami o władzę w FIFA. - Za głowę się łapię też, gdy kilku pana kolegów chce zmieniać prezesa związku, bo reprezentacja nie awansowała na mundial. Czy ja jestem odpowiedzialny za formę piłkarzy? Gdy z reprezentacją walczyłem o awans na mistrzostwa w 1978 i 1982 roku, a nie było łatwo, bo mieliśmy rywali naprawdę ciężkich, to nigdy mi do głowy nie przyszło, by odpowiedzialność za ewentualne niepowodzenie zrzucać na prezesa PZPN-u. Dzisiaj jako prezes mam zadanie zupełnie inne niż piłkarze. Oczywiście, to ja odpowiadam za to, czy wybrałem dobrego czy złego selekcjonera, ale główna odpowiedzialność za wyniki reprezentacji spoczywa na barkach piłkarzy. Jak w końcu z tym Blatterem? Mimo tak wielu skandali prezydent FIFA jest nie do ruszenia? - Słowa Blattera "mój mandat dobiega do końca, ale misja nie została jeszcze skończona" mówią sporo. Jego pozycja wydaje się być niezagrożona. Głównie dlatego, że dla delegatów z innych kontynentów jest postrzegany jako przeciwwaga interesów Europy. Federacje piłkarskie spoza Starego Kontynentu boją się, że Europa ich stłamsi. Na dodatek europejskie potęgi są skłócone, nie zawrą żadnej koalicji. Kto ten mundial wygra? Przy takim sędziowaniu pewnie nikt nie zatrzyma Brazylii? - Mistrzostwa świata na dobre zaczną się dopiero po zakończeniu fazy grupowej. Wówczas każdy mecz będzie na zasadzie nokautu - albo walczysz dalej, albo lądujesz na deskach i wracasz do domu. Czy ktoś może przeszkodzić Brazylijczykom, to zobaczymy. Nie wydaje mi się, żeby Brazylia była tak silna jak w poprzednich latach, ale to impresja po jednym meczu. Nie wiem, czy wszystko da się wytłumaczyć presją, zdenerwowaniem z meczu otwarcia, ale dawno nie widziałem, żeby Brazylijczycy mieli takie kłopoty techniczne! Piłka uciekała im po autach z powodu złego przyjęcia. - Coś w tym jest. Przed obrońcami operował Luiz Gustavo, który technicznie jest dobry, ale w meczu z Chorwatami był trochę "pod prądem". Nie ma się co dziwić, u Brazylijczyków olbrzymie emocje widać już było podczas grania hymnu. Brazylijczycy z pewnością byli trochę usztywnieni w tym podniosłym momencie, jakim było dla nich otwarcie mundialu. Mają w prezencie 3-1. W prezencie od bramkarza Pletikosy i od sędziego. Zobaczymy, co będzie dalej. Podczas transmisji z meczu otwarcia usłyszałem, że Brazylijczycy nie zdążyli zadaszyć całego stadionu w Sao Paulo. - Różne rzeczy się słyszy. W piątek jadłem śniadanie ze znajomym Szwajcarem, który jest szefem bezpieczeństwa mistrzostw świata. I też mu zadałem pytanie o boczne trybuny stadiony Sao Paulo, dlaczego wyglądają jak prowizorka. Okazało się, że po mundialu one będą rozebrane, a na stałe pojemność stadionu to nie będzie 66 tys. miejsc, jak obecnie, tylko 48. Dlatego już z założenia te tymczasowe trybuny nie miały być zadaszone. Podobno w drodze na mundial, w samolocie ratował pan rodaka? - Jakiś pasażer z Polski zemdlał. Coś tam pomogłem, ale nie chcę o tym się rozwodzić. Rozmawiał: Michał Białoński