Nie jest to niespodzianka, bo Węgrzy pod jego wodzą zawalili zakończone w niedzielę mistrzostwa Europy, zajmując w nich dopiero 12. miejsce. A pracujący od dwóch lat w Kielcach słynny szkoleniowiec jest naturalnym kandydatem nr 1 do objęcia kadry "Biało-czerwonych". Dujszebajew to legenda i jako zawodnik, i jako trener. Na parkiecie zdobywał złoto olimpijskie (ze Wspólnotą Niepodległych Państw), dwukrotnie był brązowym medalistą igrzysk jako Hiszpan i dwukrotnie mistrzem świata (z Rosją i Hiszpanią). Dwa razy był wybierany najlepszym zawodnikiem globu, trzy razy wygrywał Ligę MIstrzów. Jako trener aż do czasu objęcia reprezentacji Węgier pracował tylko w dwóch klubach. W hiszpańskim Ciudad Real, przemianowanym później na Atletico Madryt, spędził aż siedem lat budując swoją pozycję jednego z najlepszych szkoleniowców na Starym Kontynencie. W styczniu 2014 roku zastąpił Bogdana Wentę na stanowisku trenera kieleckiej siódemki - Vive Tauron. Przychodził do Kielc jako człowiek-instytucja. Miał sukcesy, doświadczenie i był bardzo otwarty. Po trzech miesiącach mówił już po polsku, co nie powinno dziwić, skoro jako Kirgiz wychowywał się w kręgu kultury rosyjskiej i - jak sam przyznaje - nawet myśli po rosyjsku. Ale tym, że dokonał tego tak szybko, że właściwie od nauki polskiego rozpoczął pracę w Kielcach, budziło szacunek do Dujszebajewa jako do człowieka. Nie inaczej było w drużynie. - Myślałem, że wiem o piłce ręcznej wszystko lub prawie wszystko - opowiadał po pierwszych tygodniach pracy z Dujszebajewem były kapitan reprezentacji Polski Grzegorz Tkaczyk. - Tymczasem treningi pokazały, że muszę się uczyć piłki ręcznej od początku. W drużynie na szacunek zapracował równym traktowaniem wszystkich. Przejawiało się to między innymi tym, że każdy zawodnik grał po 15 minut w każdej połowie. Każdy dostawał swoją szansę, a najlepszym przykładem tego był Karol Bielecki. Pod koniec kadencji Bogdana Wenty wychowanek Wisły Sandomierz grał coraz mniej i coraz gorzej, były mecze, że nie wychodził w ogóle na parkiet. Ówczesny szkoleniowiec starał się przestawić styl drużyny na grę bardziej kombinacyjną i dużo szybszą, a dla dwumetrowego zawodnika, po prostu nie było w takiej układance miejsca. Po przyjściu Dujszebajewa "Kola" zaczął znów grać jak za dawnych lat, bombardował z drugiej linii, paradoksalnie zaczął więcej podawać do partnerów, nabrał pewności siebie i dziś to znów jeden z najlepszych zawodników w Europie, bardzo ważna postać, bez której trudno wyobrazić sobie i reprezentację, i kielecką siódemkę. Taktycznie drużyna pod wodzą Dujszebajewa przestawiała się wolno, ale dziś gra bardzo zdyscyplinowanie. Wykorzystywani są wszyscy zawodnicy: skrzydłowi, kołowi, rozgrywający, zespół zdobywa gole w każdy z możliwych sposobów, drużyna jest wszechstronna. Przy tym nie zatraciła swojego wojowniczego charakteru, który zawsze cechował drużyny prowadzone przez Bogdana Wentę, a nawet go jeszcze podkręciła. Z Vive Tauronem Dujszebajew zdobył na razie dwa tytuły mistrza Polski i trzecie miejsce w Lidze Mistrzów, został też wybrany "Trenerem Roku 2015" w Lidze Mistrzów. Ale mecze, które najbardziej oddają charakter jego pracy w Kielcach, były zupełnie inne. W poprzednim sezonie Champions League, mając zapewniony awans do kolejnej fazy z pierwszego miejsca w grupie, Vive pojechało do Kijowa na mecz z walczącym o wyjście Motorem Zaporoże. Kielczanie byli tak przetrzebieni kontuzjami, że pojechali w 8-osobowym składzie, a na początku meczu kontuzji doznał Julen Aginagalde. Po pierwszej połowie gospodarze prowadzili aż 10 golami, ale po przerwie siedmiu kielczan dokonało niemożliwego i wygrało spotkanie jedną bramką. Drużyna pod wodzą Dujszebajewa pokazała klasę także w listopadzie tego roku wygrywając pierwszy raz w historii w Palau Blaugrana z Barceloną, a trener triumfował, bo zawsze podkreślał, że kibicem "Barcy" to on - delikatnie mówiąc - nie jest. Charakter Dujszebajew pokazał też po innym meczu. W kwietniu 2014 roku, po spotkaniu z niemieckim Rhein Neckar Loewen, rzucił się do bicia trenera "Lwów" Gudmundura Gudmundssona (obecnie szkoleniowiec reprezentacji Danii), a na konferencji prasowej zarzucił Islandczykowi wykonywanie pod adresem jego i jego drużyny obscenicznych gestów, które z kolei bez zastanowienia zaprezentował publicznie na konferencji... Nawet jeśli ocena zachowania kieleckiego trenera musi być negatywna, to pokazał też, że absolutnie nikomu nie pozwoli na takie traktowanie swojej osoby i swojej drużyny. Za bijatykę z trenerem Wisły Płock Manolo Cadeńasem, podczas jednego z meczów finału play off PGNiG Superligi, już takich pochlebnych ocen nie zbierał, ale na szczęście obaj panowie już nie skaczą sobie do oczu... Czytaj dalej! Leszek Salva