Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! Po poniedziałkowym dosyć nudnym sparingu z Ukraińcami (wygrana 29-19) pojedynek z Czechami był dużo trudniejszy dla Polaków i dużo ciekawszy dla kibiców. Co prawda wygrana ani przez moment nie była zagrożona, ale sąsiedzi z południa zmusili nasz zespół do większego wysiłku. Najważniejsze, że zespół trenera Michaela Bieglera ten, może nie najtrudniejszy, ale jednak egzamin zdał dosyć dobrze. W pierwszej połowie ton grze Polaków nadawali Michał Jurecki i Przemysław Krajewski. Czasami we dwóch, czasami indywidualnie, ale przebojowo rozmontowywali czeską obronę. Gdy do tego dodać skutecznego w bombach z drugiej linii Karola Bieleckiego oraz Michała Szybę, który godnie zastępował Krzysztofa Lijewskiego, to będziemy mieć pełny obraz pierwszej połowy. Czesi prowadzili tylko w 1. minucie. Ostatni remis notowano na początku (2-2), a potem przewaga gospodarzy rosła systematycznie i szybko. Stratę do odrobienia Czesi po raz ostatni mieli w 12. minucie, gdy przegrywali 7-9, a potem istniał już tylko jeden zespół. Szybko, dynamicznie i bardzo pewnie Polacy kończyli swoje akcje. Aktywnie bronili i już do szatni schodzili z przewagą ośmiu goli (22-14), choć wygrywali nawet dziesięcioma (22-12). Po zmianie stron nasza gra znacznie straciła na jakości i to w każdym elemencie. W bramce Sławomira Szmala zastąpił Marcina Wichary i rzadziej odbijał rzuty rywali. Miał tym trudniej, że niemal nie pomagała mu rozszczelniona polska obrona, a wiadomo, ile to znaczy dla postawy bramkarza. W ataku dekoncentracja przynosiła stratę za stratą. Polacy nie wykorzystali trzech rzutów karnych. Czeski bramkarz Tomas Mrkva raz za razem odbijał polskie rzuty. Po kwadransie drugiej połowy Polacy wygrywali już tylko 27-24 i można się było powoli zacząć zastanawiać, czy ten mecz rzeczywiście jest pod kontrolą. Ale był, bo Polacy potrafili w ważnych momentach przeprowadzić składne akcje, wykorzystać swoje największe atuty i szybko wracali do bezpiecznej przewagi 5-6 goli. Taki powrót do pewnego prowadzenia dały trzy gole skrzydłowego Jakuba Łucaka, który wrócił do kadry po długiej kontuzji i pokazał, że chyba jest bliski prezentowania formy, którą błyszczał na mistrzostwach Europy dwa lata temu w Danii. Po golach Łucaka z wyjątkową łatwością do czeskiej bramki trafiał Bielecki (trzy gole w ostatnich 10 minutach) i Polacy zwyciężyli 37-33 zajmując pierwsze miejsce w Christmas Cup. Kolejnym etapem przygotowań "Biało-czerwonych" będzie styczniowy turniej w Hiszpanii, gdzie zagrają z gospodarzami, Szwecją i Brazylią. Michael Biegler zabierze tam mniej zawodników (18) niż miał do dyspozycji we Wrocławiu (21). Na pewno do kadry dołączy Bartosz Jurecki, który teraz nie zagrał z powodu drobnej kontuzji, a nadal nie wiadomo czy na mistrzostwa zdążą się wyleczyć Mariusz Jurkiewicz i Andrzej Rojewski. lech Po meczu powiedzieli: Michael Biegler (trener reprezentacji Polski): "Cieszę się, że udało nam się wygrać i zdobyć 37 goli. Z tego mogę być zadowolony. Nie mogę jednak być zadowolony z postawy zespołu w drugiej połowie, gdzie mieliśmy problemy w ataku i w obronie. Pod tym względem lepiej to wyglądało w meczu z Ukrainą. - Uważam, że każdy trening i każdy mecz prowadzi do tego, że będziemy pewniejsi decyzji personalnych, które musimy podjąć. I dzisiaj otrzymaliśmy kolejne odpowiedzi. Najważniejsze dla mnie, że wszyscy mogli się zaprezentować. Już pierwsze kroki się pojawiły w mojej głowie, jak zredukujemy kadrę, ale przed nami jeszcze praca treningowa w Krakowie, która też będzie miała znaczenie. Wszyscy bowiem zawodnicy, którzy zaprezentowali się we Wrocławiu będą też obecni na zgrupowaniu w Krakowie. Pierwsza redukcja kadry nastąpi w dniu wyjazdu na turniej do Hiszpanii. - Nie prezentujemy teraz zawodników, którzy powinni rzucać karne, bo inni na pewno nas podpatruję i przygotowują DVD przed turniejem. W Katarze też mieliśmy taki mecz, kiedy mieliśmy bardzo dużo niewykorzystanych rzutów karnych, ale w pozostałych spotkaniach było już lepiej i sytuacja się znormalizowała. Uważam, że są inne rzeczy, które mogą powodować, że nie będę spał dobrze, ale akurat to nie są rzuty karne". Michał Jurecki (Polska): "Cieszymy się, że wygraliśmy turniej przed polską publicznością i pokazaliśmy się z niezłej strony. Niedopuszczalna jest jednak taka gra jak dzisiaj w drugiej połowie, Jeżeli tak będziemy grali, nie dojdziemy daleko w mistrzostwach. Nie może być takich przestoi w obronie i słabej postawy w defensywie. W końcówce to się trochę poprawiło i wygraliśmy, ale musimy nad tym popracować, aby nie było tak słabych momentów w naszej grze". Daniel Kubes (trener reprezentacji Czech): "Gratuluję zwycięstwa Polsce. Wiedzieliśmy, że czeka nas ciężki mecz i to się potwierdziło. Polska to bardzo silny zespół i dzisiaj to pokazała. Mimo przegranej mogę być zadowolony z postawy moich zawodników, zwłaszcza w drugiej połowie, kiedy dzięki dobrej grze w obronie zdołaliśmy zmniejszyć straty. Polacy jednak cały czas kontrolowali grę i ich wygrana nie była zagrożona nawet przez moment". Wynik meczu finałowego: Polska - Czechy 37-33 (22-14) Polska: Sławomir Szmal, Marcin Wichary - Karol Bielecki 8 bramek, Przemysław Krajewski 5, Michał Szyba 5, Michał Jurecki 5, Kamil Syprzak 3, Krzysztof Lijewski 3, Jakub Łucak 3, Michał Daszek 2, Robert Orzechowski 2, Bartosz Konitz 1, Maciej Gębala 0, Piotr Grabarczyk 0, Rafał Gliński 0, Adam Wiśniewski 0, Piotr Chrapkowski 0. Czechy: Tomas Mrkwa - Jakub Hrstka 8, Tomas Babak 6, Ondrej Zdrahala 6, Leosz Petrovski 5, Tomas Hes 4, Jan Stehlik 2, Petr Szlachta 1, Miroslav Jurka 1, Michal Kasal 0, Ladislav Brykner 0, Jan Landa 0, Libor Hanisch 0. Kary - Polska: 10 min.; Czechy: 6 min. Wynik meczu o trzecie miejsce: Iran - Ukraina 25-21 (11-12) Najwięcej bramek - dla Iranu: Afshin Sadeghi 9, Pouya Norouzonezhad 8, Shahoo Nosrati 5; dla Ukrainy: Oleksandr Tilte 8, Stanisław Żukow, Jewgien Konstatinow i Wieczesław Sadowij po 3.