- Przez pierwsze 20 minut mieliśmy pewne trudności, ale to normalne, bo jesteśmy po ciężkich treningach i moja drużyna potrzebowało trochę czasu, aby znaleźć odpowiedni rytm meczowy. Chciałbym podziękować naszym przeciwnikom, którzy postawili nam wysokie wymagania. W końcówce pierwszej połowy zagraliśmy już bardziej skoncentrowani, ale nie wszystko szło, jak sobie życzyliśmy - mówił Biegler. Niemiecki szkoleniowiec kilka razy był zły na podopiecznych i prosił o czas. Wówczas nerwowo przekazywał im uwagi. Nie wszystko jednak zasługiwało na krytykę. - Za to początek drugiej połowy był doskonały. Kilka rzeczy omówiliśmy sobie w przerwie i to, co mówiliśmy, zaczęło wyglądać lepiej. Przede wszystkim zaczęliśmy grać mniej skomplikowanie w ataku i przeprowadzać szybsze akcje. W porównaniu do zeszłego roku w tym samym okresie mieliśmy o wiele więcej elementów związanych z piłką ręczną. Wierzę, że ten czas we Wrocławiu pozwoli nam zrobić następny krok. Życzyłbym sobie, aby jutro drużyna zrobiła kolejny w kierunku, w którym podążamy - dodawał Biegler. Szkoleniowiec bił się w pierś i przyznał, że rok temu nie wszystko poszło tak, jak planował. - W zeszłym roku popełniłem błąd, bo w przygotowaniach przedświątecznych było mniej elementów niż teraz. Uważam, że forma, jaką pokazaliśmy dzisiaj, była zdecydowanie lepsza od tej w tym samym turnieju rozgrywanym rok temu w Katowicach. Teraz znajdujemy się w momencie, kiedy zajęć typowych dla piłki ręcznej będzie jeszcze więcej i automatycznie zmniejszą się też obciążenia - uważa Biegler. - Chcę wykorzystać tu we Wrocławiu wszystkich zawodników gotowych do grania. Od trzech i pół roku kierujemy się tą samą filozofią, czyli grają ci, którzy są w pełni gotowi do gry - zakończył selekcjoner. Finałowy mecz przeciwko reprezentacji Czech zostanie rozegrany we wtorek o godz. 20.30. Transmisja w Polsacie Sport.