Zobacz zapis relacji na żywo z meczu Polska - Serbia Zapis relacji na żywo dla urządzeń mobilnych Przed spotkaniem w Kraków Arenie doszło do uroczystego otwarcia mistrzostw Europy. Przemówił Jean Brihault, prezydent Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej. W finale ceremonii wystąpiła Miki Urbaniak. Urodzona w Nowym Jorku, córka gigantów jazzu - Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka jest Ambasadorką Krajową Mistrzostw Europy w Piłce Ręcznej Mężczyzn 2016, oraz współautorką i wykonawczynią hymnu mistrzostw - utworu "Come play with us". Z trybuny honorowej Orłów oklaskiwali m.in. Prezydent RP Andrzej Duda i szef polskiej piłki nożnej - Zbigniew Boniek. Choć zakończenie tego dnia było dla polskich kibiców szczęśliwe, to jednak początek mistrzostw był falstartem. W każdym wymiarze. Tuż przed pierwszym gwizdkiem oczy raziły jak laser puste miejsca na trybunach. Rzecz niespotykana na imprezach tej rangi na meczach gospodarzy. Choć biletów nie było od dawna, choć pod halą chodzili kibice z kartkami "kupię bilet", to za serbską bramką prawie dwa całe sektory były łyse jak kolano. Bez względu na przyczyny takiego stanu, wyglądało to żenująco! Falstartem mistrzostwa zaczęły się ze strony kibicowskiej - doping jak na A klasie, cisza, pojedyncze zrywy, gwizdy. To nie była atmosfera godna meczu otwarcia mistrzostw. A najgorsze, że falstartem zaczęła drużyna. Początek taki, jak miał być. Michał Jurecki zdobywa gola, Michał Jurecki zalicza asysty. Ale jak w prawach Murph'ego jeśli coś idzie dobrze, to na pewno się zepsuje. I "Dzidziuś" musiał zwolnić. Nie zwalniali za to Serbowie. Ich prowadził Petar Nenadić. Doskonale znany z gry w Płocku lewy rozgrywający okazał się zupełnie nieznany polskiej obronie. Irytująco łatwo powielał ten sam schemat: mijał na zwodzie w lewo wysuniętego obrońcę i walił z drugiej linii. Raz, drugi, trzeci! Ale sześć?! Do tego podawał i wypracował karnego. Polacy w obronie mu nie przeszkadzali. Po jego trzech niemal identycznych rzutach Serbia wyszła na pierwsze prowadzenie 8-6. Niby trudna dla przeciwników wysoko ustawiona polska defensywa, nawet w okolicach 8-9 metra, była jednak zbyt statyczna. A jak obrona dostojnie stoi, to schylać się musi bramkarz i Sławomir Szmal co rusz wyjmował piłkę z siatki, a zderzył się z nią tylko raz. Na szczęście nie wszystko wyglądało tak źle. Świetnie rzucał i rozgrywał Krzysztof Lijewski i to dzięki niemu udawało się utrzymywać kontakt i Polacy tracili tylko 1-2 gole. Obronę nieco rozruszał Piotr Chrapkowski, ale do ideału było daleko, a w ataku jeszcze dalej. Groźnie zrobiło się końcówce, gdy najpierw dwie minuty dostał Piotr Chrapkowski, a po chwili to samo zarobił Michał Szyba. Wściekły młodszy z braci Jureckich łajał kolegę jak ojciec, bo to oznaczało że ponad 100 sekund będziemy grac w podwójnym osłabieniu, czterech na sześciu. A po chwili, gdy zabrzmiała syrena kończąca pierwsza połowę, naładowany emocjami Michał Jurecki poszedł w stronę przeciwną niż polska szatnia... i cud boski się stał, że nikogo na drodze nie spotkał, bo to byłoby jak spotkanie z demonem... Jeszcze nie wiemy, co działo się w szatni, jak ten demon już do niej dotarł, ale faktem jest, że na drugą połowę polska drużyna wyszła odmieniona jak za pomocą magii. Nagle okazało się, że obrona nie musi stać jak Barbakan. Te ciamajdy z pierwszej połowy okazały się kilerami. Koncertowo nadal rozgrywał Lijewski, dołączyli do niego Jureccy, po genialnych asystach "Lijka" odżyły skrzydła i kołowi. Była obrona, byli i bramkarze. W pięć minut ze stanu 16-18 Polacy wyszli na prowadzenie 21-18. Ale na chwilę, bo gdy Serbowie się otrząsnęli szybko doprowadzili do remisu i wtedy już było wiadomo, że ten mecz będzie kosztował kibiców mnóstwo nerwów. Pięć minut przed końcem zszarganym polskim nerwom chwile oddechu dali Michał Jurecki dwukrotnie i Karol Bielecki i prowadziliśmy 29-27. Ale fatalna skuteczność Michała Daszka i dwie przestrzelone sytuacje pozwoliły Serbom zbliżyć się na jednego gola. I ani jednego więcej, bo 40 sekund przed końcem Sławomir Szmal obronił karnego wykonywanego przez Ivana Nikcevicia i 22 sekundy przed końcem mieliśmy piłkę i prowadziliśmy 29-28. Wystarczyło tego nie zepsuć i wtedy Michał Jurecki, pomny tego, co kiedyś wykrzyczał im Bogdan Wenta: "jak mamy piłkę to wyp... ją trybuny". I "Dzidziuś" tak zrobił, a Polska wygrała z Serbią 29-28, robiąc pierwszy krok do wyjścia z grupy. Leszek Salva, Kraków Polska - Serbia 29-28 (14-15) Polska: Szmal (Wyszomirski) - Lijewski 4 bramki, Krajewski 3, Bielecki 3, B. Jurecki 3, M. Jurecki 7, Konitz 0, Grabarczyk 0, Gliński 2, Syprzak 2, Daszek 3, Szyba 2, Chrapkowski 0, Wiśniewski 0, Łucak 0. Serbia: Stanić - Sesum 4 bramki, Pusica 0, Nikcević 7, Dukić 2, Nenadić 7, Rnić 2, Beljanski 1, Zelenović 4, Abutović 0, Marsenić 1, Orbović 0, Elezović 0, Marjanović 0, Bosković 0, Dukanović 0. Sędziowali: Bogdan Stark i Romeo Stefan (Rumunia).