Dziś w południe środkowy Vive Tauronu Kielce przeszedł operację w szpitalu Rehasport w Poznaniu - przeprowadził ją dr hab. Przemysław Lubiatowski, który w przeszłości leczył już innych reprezentantów Polski w piłce ręcznej (Michał Jurecki, Tkaczyk) czy nożnej (Kamil Grosicki). W mistrzostwach Europy Tkaczyk miał być podstawowym środkowym rozgrywającym - po kontuzjach Bartłomieja Jaszki i Mariusza Jurkiewicza na tej pozycji jest bowiem spora dziura. 35-letni gracz Vive został więc opcją awaryjną na szczególny turniej - rozgrywany w Polsce. Niestety, podczas ligowego spotkania z Orlenem Wisłą Płock doznał poważnego urazu barku. Z Tkaczykiem Interia rozmawiała kilkadziesiąt minut przed operacją.Interia: Zapadł już wyrok i wiadomo, że nie zagra Pan w Mistrzostwach Europy w Polsce, ale odnośnie igrzysk olimpijskich ten wyrok wciąż jest w zawieszeniu. Wierzy Pan w swój występ w Rio de Janeiro? Grzegorz Tkaczyk: - Zgadzając się na swój powrót do reprezentacji nawet nie wyobrażałem sobie, nie dopuszczałem takiej myśli, że mogę zagrać w turnieju olimpijskim. Nie planowałem powrotu w ten sposób, miałem być jednorazową pomocą doraźną w obliczu kontuzji, które dotknęły tę kadrę. Teraz jestem jedną z nich. Po kontuzjach Bartka Jaszki i Mariusza Jurkiewicza jest pan uważany za jedynego w Polsce środkowego rozgrywającego europejskiej klasy. Może dlatego w sobotę był taki szok, gdy ogłosił pan informację o swoim urazie? - Nie jest to chyba rok środkowych. Powiedziałem już kiedyś, że w sporcie nie można niczego z góry planować i właśnie się o tym boleśnie przekonałem. Miałem plany na ten sezon, a teraz wszystko trzeba odłożyć na bok. Powoli oswajam się z ta myślą, że czeka mnie ciężka rehabilitacja i walka o powrót na boisko. Nie jest to pierwszy raz w mojej karierze, zmagałem się z licznymi operacjami kolan, najdłuższa przerwa trwała siedem miesięcy. Wiem, na co się przygotować, zdaję sobie sprawe z ciężkiej pracy, jaka mnie czeka w gabinetach. Mam nadzieję, że zabieg przebiegnie jak trzeba i od środy będę się mógł koncentrować na rehabilitacji. Nie obawia się pan tej operacji? - Nie, doktor Lubiatowski operował mi już śródręcze lewej dłoni, o to jestem spokojny. Wiem, że znalazłem się w dobrych rękach. Doktor mówił, że przerwa do powrotu na boisko potrwa około sześciu miesięcy, ale czy się skróci czy wydłuży, będzie zależało, co tam zobaczy w środku tego barku. Igrzyska to perspektywa odległa, ale do mistrzostw Europy zostało nieco ponad sześć tygodni. To szczególny żal, bo ten turniej jest właśnie w naszym kraju? - Żal jest ogólny, bo sezon się dla mnie skończył. Nie zakładałem, że sprawa będzie tak poważna. A osobiście to największy zawód ma mój 7-letni syn, który cieszył się, że znów zobaczy mnie w koszulce reprezentacyjnej. Takie jest życie sportowca, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie dało się opóźnić tej operacji o te dwa miesiące, do czasu po mistrzostwach Europy? I tak rozegrał pan kilka spotkań z kontuzją. - Nie. Dwa mecze zagrałem już w zasadzie bez rzutu, jak nie musiałem, to nie rzucałem. Chyba, że wszyscy się rozjechali i byłem na czystej pozycji, wtedy musiałem. Wyglądało to bardzo kiepsko, każdy trening przedmeczowy był ciężki. Jak graliśmy w sobotę, a kolejny mecz dopiero za tydzień, to nie używałem tej ręki. Liczyłem, że nastąpi poprawa, a jej nie było. Jak już wieczorem opadała adrenalina po spotkaniach, to nie mogłem podnieść tej ręki. Taka prosta czynność jak włożenie kluczyka do stacyjki w samochodzie sprawiała, że musiałem sobie pomagać drugą ręką. Nie było już sensu tego ciągnąć - trener nie mógł na mnie liczyć w pełnej dyspozycji, a i ja sam się denerwowałem, bo nie mogłem dać drużynie tyle ile bym chciał. Żałuje pan, że operacja jest o kilka tygodni za późno? - To kwestia może czterech tygodni. Kontuzji doznałem w meczu z Płockiem w lidze, bez kontu, poczułem ból podczas rzutu. Miałem już problemy z barkiem w trakcie kariery, ale nie takie. Może po tylu latach organizm jest już słabszy.... Tegoroczne urodziny, które obchodził pan będzie przed świętami Bożego Narodzenia, będą chyba trochę smutne? - Są jeszcze inne ważne rzeczy w życiu, z rodziną spędzę więcej czasu. Wiadomo, że nie będę normalnie uczestniczył w treningach, ale to nie oznacza, że nic nie będę robił. Rehabilitacja wymaga wielu godzin ciężkiej pracy. Będę ją przechodził w Kielcach, ale nasi fizjoterapeuci będą w stałym kontakcie z Rehasportem i dr. Lubiatowskim. To najlepsza droga, by doprowadzić tę rękę do stanu używalności. Nie sądzę, by udało mi się wrócić na końcówkę sezonu, to będzie bardzo, bardzo trudne. A o deklaracjach związanych z igrzyskami za wcześnie coś mówić. Miałem być strażakiem w Mistrzostwach Europy i nic z tych planów nie wyszło. Rozmawiał Andrzej Grupa