Wszyscy rozpływają się nad zakończonymi mistrzostwami Europy rozegranymi: że świetnie zorganizowane, że nieprzewidywalne, że wysoki poziom. A mnie - choć piłkę ręczną oglądam od kilku lat - niezmiennie zachwyca inna rzecz. Wyobraźcie sobie piłkarza, który zostaje bezpardonowo powalony. Zapewne krzyczy, zwija się po murawie lub startuje do rywala, a za nim cała drużyna.Gdy już odprawią ten rytuał, rzucają się w stronę arbitra, by ukarał faulującego kartką. Na boisku przepychanka, sędziowie próbują zapanować nad sytuacją, a kibice zamiast oglądać mecz, oglądają scenariusz, który znają już na pamięć.A w piłce ręcznej? Sfaulowałeś, to nie dyskutujesz, tylko kładziesz piłkę na parkiecie i zasuwasz do swojej roboty. Możesz zrobić zniesmaczoną minę, pokręcić głową, ale na tym koniec.Podobnie twój rywal - nie będzie tracił energii i cennego czasu, tylko weźmie piłkę i popędzi z atakiem. Po parkiecie zwija się tylko wtedy, gdy ból wkrada się w każdą komórkę ciała, bo bezczelnym symulowaniem wydaje się brzydzić.To mój obraz piłki ręcznej, ale pozostał mi też jeden z finału - gdy bramkarz Hiszpanów został trafiony piłką w twarz. Padł na parkiet, chwilę zaopiekowali się nim lekarze, a następnie... przytulił rywala, od którego przed momentem solidnie oberwał. Bo w tym sporcie niewiele jest złośliwości, a zwijanie się i bieganie do sędziego to oznaka słabości. Fajnie, gdyby ktoś to piłkarzom w końcu uświadomił. Autor: Piotr Jawor