W filmie "Dzień świstaka" jeden koleś cały czas przeżywa ten sam dzień - zasypia, żeby rano ten sam dzień rozpoczynać od nowa. I tak w koło Macieju. Po mistrzostwach Europy w Polsce może się wydawać, że jesteśmy w tym samym momencie kwietnia 2012 roku, gdy kadrę opuścił Bogdan Wenta. Wtedy zbliżał się dwumecz eliminacji do mistrzostw świata i tymczasowo zespół poprowadzili Daniel Waszkiewicz i Damian Wleklak. Ten duet miał poparcie drużyny, znał ją i pozostawienie panów DW wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Tym bardziej że Waszkiewicz był asystentem Wenty, a Wleklak parę lat grał w jego drużynie. Ale związek postanowił zastosować rozwiązanie nowatorskie i ogłosił konkurs. Względy formalne wykluczyły trenerski duet, a zgłosili się Michael Biegler i Jarosław Cieślikowski. Jeden bez sukcesów za granicą, drugi bez sukcesów w Polsce. Myślenie, że może w konkursie wystartują wybitne postaci świata trenerskiego, spaliło na panewce i wiemy jak się to skończyło. Anno Domini 2016 budzimy się w tej samej sytuacji. Dotychczasowy trener zrezygnował, związek ustami wiceprezesa Marcina Herry zapowiada ogłoszenie konkursu na stanowisko trenera, a za dwa miesiące ważne mecze. "Dzień świstaka" może trwać w najlepsze, bo przecież nie można wykluczyć, że w konkursie nie wystartuje... Michael Biegler. Prawdopodobnie konkursu znowu mogliby nie zauważyć trenerzy z dorobkiem i być może niemiecki szkoleniowiec wygrałby rywalizację z którymś z trenerów PGNiG Superligi... Taki abstrakcyjny scenariusz może się wydawać nawet zabawny, ale fakt, że znowu ma być ogłoszony konkurs, żadnego uśmiechu nie wywołuje. Jakoś przez kilkanaście lat nie słyszałem, by któreś z liczących się federacji czy klubów, nie tylko w piłce ręcznej, ale i nożnej, czy koszykowej, w taki sposób szukały trenera. Półtora roku temu Talant Dujszebajew nie startował w konkursie na trenera reprezentacji Węgier, a Zbigniew Boniek nie ogłaszał przetargu na selekcjonera i nie wymyślał specyfikacji istotnych warunków zamówienia w taki sposób, by spełniał je tylko Adam Nawałka. Taki eksperyment zrobiła angielska federacja piłki ręcznej przed igrzyskami w Londynie, dając ogłoszenie o poszukiwaniu zawodników wśród emigrantów. W Anglii szczypiorniak jest bowiem równie popularny, jak u nas trzecia liga juniorek w hokeju na lodzie. Wolałbym, że władze polskiej piłki ręcznej miały wizję rozwoju tej najpiękniejszej dyscypliny na świecie i żeby wiedziały, w jakim kierunku ma iść reprezentacja Polski. Żeby nie zostawiały tak fundamentalnych rzeczy na pastwę konkursu, bo znowu może się okazać, że wygra zawiadowca ze stacji w Koluszkach. Reprezentacja potrzebuje trenera na teraz i na lata. Na teraz, bo w na początku kwietnia gramy turniej kwalifikacyjny do igrzysk w Rio, które z kolei odbędą się już w sierpniu. A na lata, bo w 2023 roku razem ze Szwecją zorganizujemy mistrzostwa świata i byłoby fajnie, gdybyśmy wypadli nieco lepiej niż ostatnio, a nie po prostu wypadli. Z turnieju. Związek musi odpowiedzieć na kilka kluczowych pytań. Jakie będą cele polskiej drużyny po igrzyskach? Czy mamy budować zespół na każde kolejne mistrzostwa świata czy Europy, które odbywają się co 12 miesięcy? Czy lepiej poświęcić kilka lat, przełykając słabsze wyniki, na zbudowanie drużyny, która potem będzie odgrywała znaczniejszą rolę w europejskim handballu? Kto ma kształtować zaplecze pierwszej reprezentacji w kadrach młodzieżowych? Oczywiście, że gwarancji sukcesu nie ma żadnej. Dla drużyny Bogdana Wenty kluczowymi imprezami były igrzyska w Pekinie oraz Londynie i żadnego nie udało się zakończyć sukcesem. W 2008 roku o wejściu do półfinału decydował mecz z Islandią, a szansę na Londyn straciliśmy 5 sekund przed końcem ostatniego meczu w kwalifikacjach. Ale przegrywaliśmy przez błędy ludzkie, trenera i zawodników, na parkiecie, a nie w szatni, jak to miało miejsce w Krakowie z Chorwacją. KLIKNIJ, ŻEBY CZYTAĆ DALEJ! Leszek Salva