Gdy Čebulj zobaczył, że piłka dotknęła linii zacisnął pięść mocniej niż zwykle, krzyknął głośniej, bardziej energicznie wpadł w ramiona kolegów. Drużyna Słowenii się odrodziła, uwierzyła, że po bardzo słabym pierwszym secie, jest w stanie odwrócić losy meczu. W trzecim secie Słoweńcy jeszcze bardziej żywiołowo niż zwykle reagowali po każdej wygranej akcji. Byli na fali. Nie potrafiliśmy się im przeciwstawić. Ten set szybko przeszedł do historii. W czwartym było jeszcze więcej emocji, trudno aż zliczyć meczbole. Dwa z nich zakończyły mecz, przynajmniej na chwilę, bo dwukrotnie po challenge’u sędziowie zmieniali decyzję. Wreszcie Słoweńcy zadali ostateczny cios i wygrali cały mecz. Pod koniec czwartego seta podopieczni Alberta Giulianiego znaleźli się w jeszcze trudniejszej psychologicznie sytuacji, niż Polacy pod koniec drugiego. Ale mieli już nas na deskach, doskoczyli nam już do gardeł, czuli krew i nie wypuścili okazji z rąk. Można było odnieść wrażenie, że oprócz elementów, które nie funkcjonowały w polskim zespole (głównie zagrywka), zawiodła psychika. To podopieczni Vitala Heynena już prawie byli w ogródku, już, już, prawie mieli 2:0. Ale te kilka centymetrów zmieniło wszystko. Przede wszystkim można było odnieść wrażenie, że zmieniło nastawienie w obu ekipach. Od tego momentu to Słoweńcy byli już mentalnymi zwycięzcami tego meczu, a Polacy w głowach przegrali. Być może ta obserwacja jest z gruntu fałszywa, być może tak nie było, jednak przebieg meczu od trzeciego seta wydawał się być konsekwencją końcówki drugiego. Tak to wyglądało z perspektywy obserwatora. Nie wierzę w "klątwy", nie wierzę, że którykolwiek z naszych zawodników myślał o jakimś fatum. Oni chcieli wygrać, ale coś się zacięło. Siatkarsko oba zespoły były na podobnym poziomie, zdecydowały detale, zdecydowała psychika, zdecydowało kilka centymetrów. Taki jest sport i za to go, wygrywając lub przegrywając, kochamy lub nienawidzimy. Ale tylko do kolejnego meczu. A ten już w niedzielę. Najnowsze informacje z ME w siatkówce mężczyzn - Sprawdź! Daniel Bednarek