Damian Gołąb, Interia: Tegoroczne mistrzostwa Europy od początku były trochę w cieniu igrzysk w Tokio. Niektórzy kibice po olimpijskim rozczarowaniu nieco je bagatelizują. Ale przecież mistrzostwo Europy nie jest w naszej siatkówce niczym powszechnym - tytuł udało się wywalczyć tylko raz. Nie warto więc chyba lekceważyć tego turnieju? Wojciech Drzyzga, komentator Polsatu Sport, trzykrotny wicemistrz Europy w siatkówce: Nie podobają mi się takie lekceważące głosy, myślę, że to wąska grupa kibiców, która nie otrząsnęła się jeszcze po igrzyskach. Mistrzostwa w sporcie są cykliczne i każde żyją własnym życiem. Sportowcy po to trenują, by startować w dużych wydarzeniach, a mistrzostwa Europy nim są. Akurat nałożyły się w jednym roku na igrzyska olimpijskie, które w jakiś sposób były rozczarowaniem dla chłopaków. To dla nich trudny moment. Ale może akurat będą mogli jeszcze raz wsiąść na konia, z którego spadli? To dobra chwila na odbudowanie morale i pokazanie, że jest się dobrą drużyną. Może także uświadomienia czegoś kibicom, którzy najbardziej odfrunęli i myśleli, że będziemy dostawać złote medale z urzędu, bo jesteśmy najpiękniejsi i najładniejsi. Dziś na świecie jest 6-7 reprezentacji, z którymi nasza może wygrać i przegrać. Myślę, że takich kibiców jest niewielu, a pozostali będą cieszyć się z tego turnieju. I zawodnicy też. Kiedy i gdzie oglądać Polaków na ME? - sprawdź już teraz! Z drużyny płyną głosy o mobilizacji i o tym, że ME będą kontynuacją dotychczasowej pracy. Wszyscy gracze z olimpijskiej kadry zdecydowali się na występ, chociaż wcześniej mówiło się, że po igrzyskach część może zrezygnować z gry w reprezentacji. Jak znaleźć w sobie motywację do kolejnego turnieju chwilę po tym, gdy przegrało się olimpijskie marzenia? - To być może najtrudniejsze. Jest to jednak grupa, która naprawdę dużo ze sobą przeżyła - i dobrych, i słabszych sportowo dni. Myślę, że bardzo się wzajemnie szanują. Dla trenera i reprezentacji to dobrze, że nikt nie odpuścił ME. Nie było planu B, rezerw, które były w treningu. Kadra była więc mocno zawężona. Sięgnięcie po kogoś spoza tej grupy było możliwe, ale tacy gracze nie byliby zbyt dobrze przygotowani do startu w mistrzostwach. Nie było rozsądnej alternatywy. A zespół odbył ze sobą poważne rozmowy. Zawodnicy mają do siebie i trenera tyle szacunku, że postanowili kontynuować sezon ramię w ramię do końca. Czy można porównać obecną sytuację do tej, którą kadra przeżyła w 1984 r.? Reprezentacja prowadzona przez Huberta Wagnera, w której pan grał, straciła szansę na walkę o medal igrzysk przez decyzje polityczne i zamiast tego wystąpiła w zawodach "przyjaźni" na Kubie. Trudno było się z tym pogodzić? Rozczarowanie też musiało być ogromne? - Te sytuacje łączy tylko to rozczarowanie i zawód. Teraz siatkarze mieli jednak okazję normalnie wystartować, mieć wszystko w swoich rękach. To zawód czysto sportowy. My mieliśmy mieszane uczucia, które były związane z sytuacją polityczną, kompletnie od nas niezależną. Zespół dopadła niemoc. Nie tylko siatkówka, ale właściwie cały polski sport mocno odczuł tamten czas. Wiele dyscyplin się posypało, zawodnicy stracili motywację, niektórzy szansę występu na igrzyskach. To był bardzo słaby czas dla naszego kraju politycznie i ekonomicznie. Dla sportowców wycofanie z igrzysk było ogromną traumą. Dziś siatkarze są w zupełnie innej sytuacji - nie wykorzystali szansy zdobycia olimpijskiego medalu. Nie można tego przekładać na Paryż ani mówić, że komuś się jeszcze uda, bo ma dopiero 20 lat. Nikomu nie zaszkodziłoby na koniec kariery powiedzieć, że zdobył dwa medale olimpijskie. To się już skończyło, trzeba umieć z tym żyć. Powinniśmy jednak tę drużynę otoczyć trochę większą atencją i szacunkiem za to, co do tej pory zrobiła. I co może zrobić - dalej tworzyć razem piękną historię siatkówki. Ważne, by siatkarze dalej wykorzystywali ogromny potencjał. ME są miejscem do poprawy nastroju i zdobycia kolejnego trofeum. Nawet gdy na świeżo brąz czy srebro niektórym nie smakuje, po paru latach przychodzi refleksja. Gdy czytam wypowiedzi z innych krajów, widzę, że nieco lepiej analizuje się tam sytuację. My mamy huśtawkę od wielkiego, czasami nieuzasadnionego optymizmu, do spadania w histeryczną negację wszystkiego i deprecjonowanie drużyny oraz zawodników. Tego nie rozumiem. Rzeczywiście sinusoida nastrojów jest wyraźnie widoczna - zresztą nie tylko w siatkówce, a chyba w całym polskim sporcie. - Przynajmniej od środowiska siatkarskiego oczekiwałbym jednak tego, by była bardzo spłaszczona. To, że tak reaguje zewnętrzny kibic, rozumiem. Ale już w środowisku oczekiwałbym dobrej analizy sytuacji. Na mistrzostwach zagra właściwie skład olimpijski, wzmocniony dwoma dodatkowymi nazwiskami. Spodziewa się pan, że Vital Heynen znów oprze szóstkę przede wszystkim na sprawdzonych żołnierzach? - Nie jestem pewien, czy będzie stawiał na nich w sposób zdecydowany. Na pewno fundamenty tego zespołu są bardzo mocne. Mamy kilku zawodników, którzy będą na otwarcie przymierzani do szóstki. Ale wydaje się, że możemy być bardziej elastyczni w ruchach kadrowych. Nie było czasu na wielkie przemeblowania. Kluczowa będzie dobra diagnoza aktualnej dyspozycji zawodników, spojrzenie na nich indywidualnie. Łatwo to zrozumieć na przykładzie mistrzostw kobiet, chociażby młodziutkiej Stysiak, która grała 3-4 mecze kapitalnie, po czym dwa bardzo słabo. Drużyna nie może wisieć na jednym zawodniku i jego dyspozycji. Po to są zmiennicy i zmiany w formacjach, by z tego korzystać. Kto będzie otwierać zawody? Bardzo bym się cieszył, gdyby Michał Kubiak miał okazję rozegrania dobrego turnieju, bo wiem, że bardzo przeżył igrzyska. Wiedział, że wiele od niego zależy. A to tak ambitny chłopak, że na pewno odczuł ogromne rozczarowanie. Jeśli będzie zdrowy, jestem pewien, że pokaże klasę. A gdy on jest w dobrej dyspozycji, nasz zespół gra ładną, zbilansowaną siatkówkę. W pierwszej fazie rywalem numer jeden będzie Serbia, ale i pozostałe zespoły mają wartość. Trzeba więc pokazać odpowiedni poziom. Twierdzę, że igrzyska rozpoczęliśmy ze zbyt niskiego, i to nam bardzo ciążyło. Chciałbym, by te mistrzostwa były więc otwarte trochę mocniej. Wtedy zespół będzie grał z większą pewnością. Pod względem schematu rozgrywek ME są chyba turniejem trochę podobnym do igrzysk? Tutaj też trudno nie wyjść z grupy, rywalizacja rozkręca się dopiero w fazie pucharowej. - Schemat jest bardzo zbliżony, ale 1/8 finału nie jest aż tak ryzykowną fazą dla mocniejszych drużyn. Trzecie czy czwarte miejsca z poszczególnych grup dość łatwo przewidzieć. To będą prawdopodobnie zespoły zdecydowanie słabsze od nas. Na igrzyskach było wiadomo, że bez względu na to, które miejsce zajmiemy w grupie, w ćwierćfinale spotkamy się z jednym z pięciu zespołów o dużym potencjale, który będzie dużym wyzwaniem. Mówiąc o poziomie otwarcia turnieju mam jednak na myśli swobodę gry. Na przykład cała grupa siatkarzy ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle, łącznie z Benjaminem Toniuttim i Davidem Smithem, była na igrzyskach bardzo przemęczona. Zapłacili wysoką cenę za doskonały sezon klubowy. Mam nadzieję, że czas przed ME pozwolił im się odświeżyć. To ważni zawodnicy, w naszej reprezentacji jest ich dużo. Dla pozostałych budowanie formy w krótkim czasie nie jest łatwą sprawą. Pewnie gdybyśmy byli medalistami igrzysk, faktycznie część z nich nie znalazłaby sił na ME. Ale teraz może sportowa złość ich nakręci. Odpowiedź poznamy po kilku dniach turnieju. Te ME będą zamknięciem pewnego etapu w polskiej siatkówce? Coraz mniej wskazuje na to, że Heynen pozostanie trenerem kadry na kolejny sezon. - To może być zamknięcie etapu, ale tylko związanego z trenerem. Jeśli chodzi o zawodników, to kompletnie tego nie widzę. Wydaje mi się, że za rok na mistrzostwa świata pojedziemy tym samym składem, plus-minus jedna zmiana. Mogę to sobie wyobrazić, ten zespół wcale nie jest wyeksploatowany. Wszystko zależy od zdrowia i dyspozycji zawodników. Zmiana trenera będzie pewnie rzutować na część decyzji, ale to zostawmy sobie na czas po wyborach władz PZPS. Potencjał naszej męskiej siatkówki dalej jest bardzo duży. Myślę, że wszyscy zawodnicy będą chcieli za rok bronić tytułu mistrza świata. Jeśli tylko będą zdrowi, nikt z nich nie odpuści. To nie kadra żeńska, gdzie jest wiele problemów personalnych i komunikacyjnych. Najnowsze informacje z ME w siatkówce mężczyzn - Sprawdź! Oprócz Polski o medalu myśli co najmniej kilka reprezentacji. Finaliści igrzysk w Tokio, Serbia, czyli obrońcy tytułu, Słowenia, która dobrze prezentowała się w Lidze Narodów. Wśród szeroko pojętych faworytów jest też pewnie przebudowana kadra Włoch. Komu daje pan największe szanse? - Serbia i Słowenia szły do ME najbardziej spokojną ścieżką, systematycznie się przygotowywały. To ambitni zawodnicy, ograni, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Obie drużyny zdobywały już medale. Ich poważny atut to bardzo stabilne składy i to, że ME są dla nich imprezą docelową. Berło faworytów tym razem przejmą jednak zespoły Rosji i Francji. Zasługują na to. W ich składach będą drobne korekty. U Francuzów brakuje dwóch zawodników, ale to nie ubytki, które zmieniłyby charakterystykę ich gry. U Rosjan zabraknie Maksima Michajłowa. - I w tej reprezentacji zmiany mogą być bardzo duże, możliwe są przesunięcia na pozycjach. Musimy więc poczekać na to, w jakich wyjdą ustawieniach. To będzie dla nich trochę trudniejsze, ale ta odmłodzona reprezentacja jest na ścieżce wznoszącej, ma dobrą atmosferę. Obstawiam, że te cztery zespoły, plus nasz, rozdzielą między sobą medale. Włoska kadra jest najbardziej pokiereszowana, tam będzie najwięcej zmian. Ten zespół może mieć największe problemy z utrzymaniem wysokiego poziomu. Po drodze mogą przydarzyć się wyskoki, nikt nie zabierze szansy Niemcom czy Ukraińcom, ale poważne granie zacznie się od 1/8 finału. Na prawdziwe starcia gigantów pewnie możemy szykować się jeszcze później, dopiero w ćwierćfinałach. - Mam nadzieję, że atmosferę podkręcą też kibice. Trochę przykro patrzy się na część kobiecych ME w Bułgarii, gdzie na mecze, w których nie grają gospodynie, kibice w ogóle nie przychodzą. Na spotkaniach Polaków z pewnością będzie tylu kibiców, na ilu tylko pozwalają aktualne warunki. Fani w Estonii i Finlandii też pokazali już kapitalną atmosferę. U Czechów takiej gwarancji nie ma, ale powinno to fajnie wyglądać. Rozmawiał Damian Gołąb