Damian Gołąb, Interia: Po raz kolejny wracasz do krakowskiej Tauron Areny. Masz dobre wspomnienia z tej hali? Cztery lata temu wraz z reprezentacją grałeś tutaj w czołowej czwórce mistrzostw Europy. Sam Deroo, przyjmujący i kapitan reprezentacji Belgii: Tak, ale ostatecznie przegraliśmy wtedy półfinał i mecz o trzecie miejsce. Podobnie było w mistrzostwach świata w 2014 r., też odpadliśmy tutaj w grupie. Nie wszystkie wspomnienia są więc dobre. Mam nadzieję, że tym razem odmienimy historię i wreszcie uda nam się coś tutaj osiągnąć. Natomiast jest to oczywiście świetna hala do gry w siatkówkę. Wszystko jest perfekcyjnie ustawione, światła nie przeszkadzają. Świetnie będzie tutaj zagrać przy pełnych trybunach, mam nadzieję, że tak będzie w czasie naszego meczu z Polską. Mimo braku medalu w 2017 r. Belgia była drużyną, która sprawiła na ME wielką niespodziankę. Co zmieniło się przez te cztery lata w belgijskiej siatkówce? - Mamy chyba bardzo dużą lukę wśród talentów, które wchodziły do kadry. Do tego z drużyny odeszło paru siatkarzy. Teraz w końcu pojawiło się trzech czy czterech młodych zawodników, którzy dołączyli do drużyny. Mogliśmy to już zobaczyć na tym turnieju, dostają już szanse na boisku. Gramy z dwójką bardzo młodych libero, którzy pokazują się jednak z dobrej strony. Brakuje nam jeszcze trochę jakości i doświadczenia u większej liczby zawodników. Spotkanie z Polską będzie dla was wyjątkowe? W końcu “Biało-Czerwonych" prowadzi wasz rodak Vital Heynen. - Gra przeciwko Vitalowi zawsze jest czymś specjalnym. Szczególnie dla mnie - wiem o nim i o jego zespole niemal wszystko, byliśmy przecież w jednej drużynie. Nie możemy też zapominać, że Polska wciąż jest aktualnym mistrzem świata. Dla mnie cały czas jest najlepszą drużyną na świecie. Uważam ją za wielkiego faworyta tego turnieju. Na meczu z Polską będzie z pewnością mnóstwo fanów, co sprawi, że to będzie wyjątkowe spotkanie. Skoro uważasz Polskę za najlepszą drużynę na świecie, musiałeś być zaskoczony jej porażką z Francją w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich? - Oglądałem to spotkanie. Z Francuzami zawsze trudno się gra. Jednego dnia może im nic nie wychodzić, a następnego są niesamowici. W Tokio złapali swój rytm, a że niewiele drużyn ma tylu utalentowanych zawodników, co oni, to była dla Polski pechowa sytuacja. Ale to nie zmienia mojego zdania, że nawet wtedy, gdy Francja miała znakomity dzień, Polska powinna wygrać ten mecz. Domyślam się, że nie tylko dla zawodników i sztabu, ale również dla wszystkich ludzi w Polsce ta porażka była wielkim rozczarowaniem. Polscy siatkarze byli wielkim faworytem, a wrócili bez medalu. Szkoda, bo to zespół, który zasługuje na medal. Po dwóch sezonach w Dynamie Moskwa tego lata zdecydowałeś się na powrót do PlusLigi. Podpisałeś kontrakt z Asseco Resovią. Co zdecydowało o tym wyborze? - To była kombinacja różnych czynników. Przede wszystkim Resovia to niezwykły klub i wspaniała drużyna. Bardzo wcześnie byli mocno zainteresowani sprowadzeniem mnie do Rzeszowa. Poznałem kilka projektów w PlusLidze i po prostu chciałem tu wrócić. Później pojawiły się też opcje w Rosji, ale nie chciałem przeciągać decyzji, by nie ryzykować utraty bardzo ciekawego sportowo projektu w Rzeszowie. Naprawdę dobrze wspominam mój czas w PlusLidze. Wyjazd do Rosji był dla mnie wielką szansą, nie powiem, że nigdy tam nie wrócę. Ale teraz uważam transfer do Resovii za bardzo dobry krok dla mojej kariery. To niezwykle ambitna drużyna. Patrząc na to, jakich ściągnęła zawodników, nie tylko z zagranicy, ale i z Polski, patrzę na najbliższy sezon bardzo optymistycznie. Myślę, że naprawdę możemy osiągnąć dobry wynik. Słyszałem, że w Rosji miałeś problemy z komunikacją z kolegami i ludźmi w klubie, bo niewiele osób znało angielski. - Oczywiście, kiedy jedziesz do Rosji, są takie problemy. Wiesz, że czasami może być ciężko, zwłaszcza w czasach koronawirusa. Nikt nie może Cię odwiedzić, zaczynają się problemy z wizą, jest się nieco osamotnionym... Myślę jednak, że bardzo dobrze sobie z tym poradziłem. Pod względem osobistym to był dla mnie udany czas, nauczyłem się wielu rzeczy - nawet mówić trochę po rosyjsku! To była zresztą konieczność, bo jestem bardzo towarzyską osobą, a rzeczywiście niewielu zawodników w Rosji mówi po angielsku. Kiedy zaczynają robić karierę w sporcie, skupiają się tylko na tym. Ale generalnie to bardzo fajni, otwarci ludzie, język był jedyną barierą. Cieszyłem się, kiedy zaczęliśmy się porozumiewać po rosyjsku. I jestem z siebie dumny, bo uważam, że to bardzo trudny język. Ze sportowego punktu widzenia ostatni rok nie był jednak dla mnie zbyt szczęśliwy, miałem dwie kontuzje tej samej kostki, przez co straciłem kilka tygodni. Raz po wyskoku wylądowałem na piłce, później spadłem na stopę środkowego bloku. Takie rzeczy mogą przytrafić się każdemu, ale to sprawiło, że miałem bardzo trudny sezon. Grałeś już w trzech ligach uważanych za najlepsze na świecie - włoskiej, polskiej i rosyjskiej. Jak byś je porównał? - Liga rosyjska jest niezwykle fizyczna. Polska też taka była, ale też staje się coraz bardziej techniczna. Myślę, że najbliższy sezon będzie pasjonujący. Do Polski trafi kilku czołowych siatkarzy świata, to będzie świetne dla rozgrywek i kibiców. Różnica między ligą włoską i polską stale się zmniejsza, w tej chwili powiedziałbym nawet, że PlusLiga jest lepsza od ligi rosyjskiej. A Resovia będzie w najbliższym sezonie w Polsce mocną drużyną. Kiedy i gdzie oglądać Polaków na ME? - sprawdź już teraz! Rozmawiał Damian Gołąb