Polska Agencja Prasowa: Kapitan reprezentacji Polski Robert Lewandowski, pytany o cel na mistrzostwa Europy, odparł, że na pewno wyjście z grupy, a dalej niech fantazja poniesie... Gdzie sięga pana fantazja? Jaki jest cel na ten turniej? Zbigniew Boniek: - To, że chcemy wyjść z grupy, nie jest oczywiście tajemnicą. Takie jest generalnie założenie, a później - nie wiadomo, jak to się będzie układać. Co, jak, z kim? Każdy kolejny mecz w fazie pucharowej może być ostatnim albo... pierwszym do nadziei, marzeń. Różnie może być. Natomiast moja fantazja sięga na razie... pierwszego meczu, ze Słowacją. I żeby było jak najmniej kontuzji, bo ciągle o nich słyszymy. Miejmy nadzieję, że już wszyscy będą zdrowi. Bo jedyną możliwością, żebyśmy odegrali w tym turnieju jakąś rolę, jest dobre przygotowanie. Kiedy w przeszłości coś osiągaliśmy, byliśmy świetnie przygotowani. Bieganie musi piłkarzom sprawiać przyjemność. Jeżeli tak będzie, to rzeczywiście możemy sprawić niespodziankę. Ale to jest podstawowy warunek. W 2016 roku na Euro we Francji reprezentacja dotarła do ćwierćfinału i dopiero w rzutach karnych przegrała awans do strefy medalowej. Czy ta świadomość teraz pomaga, bo piłkarze widzą, że nie ma rzeczy niemożliwych? Czy raczej przeszkadza, bo kadra sama podniosła sobie poprzeczkę? - To nie jest poprzeczka, każda impreza to osobny rozdział. Wydaje mi się, że ta świadomość bardziej pomaga, ponieważ pozwala uwierzyć, że przy dobrej formie i korzystnym zbiegu okoliczności te najwyższe szczyty nie są wcale tak odległe. W ogóle mistrzostwa Europy i reprezentacje narodowe to wielka niewiadoma. Na pewno faworytami są dla mnie dwie drużyny - Francja i Włochy, ale ten turniej, moim zdaniem, może wygrać 15 zespołów. Francuzi i Włosi rzeczywiście przewijają się często w prognozach. Pierwsi to mistrzowie świata, a drudzy zrobili duży postęp i mają bardzo szeroką kadrę... - No właśnie. Mocni teoretycznie są też m.in. Anglicy, ale kilkunastu piłkarzy tej reprezentacji gra w finale Ligi Europy i finale Ligi Mistrzów. Należy się po tych meczach zresetować, odbudować. To nie jest takie łatwe. Trzeba utrzymać jeszcze przez miesiąc wysoki poziom przygotowania fizycznego i mentalnego. Zobaczymy, to otwarta sprawa. Są też inni mocni, Hiszpania, Belgia, zawsze trzeba się liczyć z Niemcami, itd. Jan Tomaszewski podczas prezentacji planów na Euro w siedzibie TVP powiedział, że jeśli polscy piłkarze zagrają tak jak w klubach, to jest spokojny o półfinał. Dość odważna teza... - Powiem tak - Janka się słucha, respektuje, ale się nie komentuje. On jest ważną częścią historii polskiego futbolu, z przyjemnością go słucham, ale - jak powiedziałem - nie komentuję. Oczywiście każdy ma prawo do swojej oceny. Trener Paulo Sousa ogłosił w połowie maja 26-osobową kadrę na mistrzostwa Europy. Największe zaskoczenie i emocje, co chyba zrozumiałe, wzbudził brak Kamila Grosickiego... - To wzbudziło największe emocje, ponieważ nie jesteśmy uczciwi w stosunku do samych siebie. Oczywiście jestem pierwszy, któremu żal Kamila, ale piłkarz, który praktycznie nie gra przez prawie dziewięć miesięcy, nie może tej reprezentacji pod względem sportowym niczego zaoferować. Jest mi bardzo przykro, zawsze miałem do niego słabość, ale taka jest prawda. Kamil o tym doskonale wiedział i mógł w styczniu zupełnie inaczej to rozegrać. To porozmawiajmy o tych, którzy są. Bo wydaje się, patrząc na miniony sezon ligowy, że wybrańcy Sousy powinni być dobrze przygotowani. Zgadza się pan? - Mam nadzieję, że w większości przypadków to będzie trzy razy lepiej wyglądać niż przed mundialem 2018. Wtedy mieliśmy drużynę bardziej z nazwiskami niż z piłkarzami mającymi za sobą mocną, dobrą grę w klubach. Jak teraz patrzę, Lewandowski, Zieliński, Krychowiak, Klich, Moder - to wszystko idzie w dobrym kierunku. Poza tym jest jeszcze jedna dobra rzecz. Wydaje mi się, że nasi piłkarze nie zostali "wyciśnięci do końca". Czyli trochę energii im zostało. Przy dobrym przygotowaniu to może mieć znaczenie. Analizując miniony sezon 26 kadrowiczów, to chyba co najmniej 23 może mieć powody do satysfakcji. Jednym z nielicznych niepocieszonych jest zapewne Kamil Glik, którego Benevento spadło z Serie A. - Płakać, ale z powodu jednego meczu, to może chyba tylko Piotrek Zieliński. W ostatniej kolejce jego Napoli, które mogło być wicemistrzem Włoch, zremisowało u siebie z Hellasem Werona i spadło na piąte miejsce, czyli bez Ligi Mistrzów... - Zrobili w ostatnim meczu coś, co przypomina jakieś piłkarskie harakiri. To się zdarza tylko raz na jakiś czas. Napoli mogło być drugie w tabeli, a ostatecznie jest piąte. To różnica, plus minus, około 50 milionów euro, chodzi głównie o wpływy z Ligi Mistrzów. Tyle ich kosztowało 90 minut tego meczu. Natomiast Zieliński, indywidualnie, ma za sobą znakomity sezon, więc myślę, że tę wpadkę Napoli już "przełknął" i zapomniał. Po tym, jak Dublin stracił prawo współorganizacji mistrzostw Europy, musieliście szukać nowej bazy. Wybór padł na Sopot... - Myślę, że wybraliśmy maksymalne i najlepsze rozwiązanie. Ta baza daje nam duże możliwości pod kątem dwóch meczów (w Sankt Petersburgu ze Słowacją i Szwecją - PAP). Tak jak w eliminacjach wylatujemy na jakieś krótkie wyjazdy. Godzina i 30-40 minut samolotem, czyli to nie jest żaden problem. Do Sewilli (na mecz z Hiszpanią - PAP) raz musimy się przemęczyć, ale nie traktujemy tego na zasadzie poświęcenia, bo tak meczów nie wygramy. Taka jest sytuacja, mamy pandemię. Cieszmy się, że w końcu te mistrzostwa mogą się odbyć. I tutaj nie może być dla nas żadnego alibi. Baza w Polsce gwarantuje nam komfort, jest blisko lotniska. Jedyny raz "Biało-Czerwoni" mieszkali podczas wielkiego turnieju w Polsce, gdy byli... współgospodarzem Euro 2012. - Oczywiście, nie jesteśmy trochę przyzwyczajeni, bo zawsze na imprezach zagranicznych byliśmy poza granicami Polski. Ja bym preferował mistrzostwa Europy w jednym kraju, najwyżej w dwóch, żeby impreza miała swój klimat. Tym razem, jak wiemy, mecze są rozproszone po wielu miejscach. Ale narzekaniem nikt jeszcze medalu nie zdobył. Jest pan członkiem Komitetu Wykonawczego UEFA, a od niedawna również jednym z wiceprezesów. Czy był moment od początku pandemii, gdy myślał pan, że tego turnieju w ogóle nie będzie? - UEFA była cały czas zdeterminowana, żeby przeprowadzić mistrzostwa. Nawet mimo opóźnienia o rok. Ja też byłem zawsze przekonany, że turniej się odbędzie. Dobrze, że tak się stało. Bo to też pokazuje, że pandemia, choć wymusiła na nas bardzo trudne rozwiązania, nie może z nami wygrać. To my musimy zwyciężyć. Zaczynają wracać imprezy, ludzie na trybuny, szczepimy się. Teraz od naszej inteligencji zależy, w którą stronę to pójdzie. Bo jeżeli zapomnimy, że musimy zacząć przez pewien czas inaczej żyć, to znów będziemy mieć problemy. Wspomniał pan o szczepieniach - ośmiu zawodników kadry odmówiło, kilku z nich ma przeciwciała. To jest jakieś ryzyko dla reprezentacji czy nie ma się czego obawiać? - My, tak czy inaczej, cały czas dbamy o wszystko, jeżeli chodzi o przestrzeganie przepisów, izolację, itd. Szczepimy się nie tylko po to, żeby jechać na Euro, ale żeby mieć pewien komfort w stylu życia. Ja się zaszczepiłem dawno temu i nie obnosiłem się z tym. Zorganizowaliśmy szczepienia dla naszych piłkarzy. Nie było to obowiązkowe, ale większość z tego skorzystała - 19, czyli ponad 70 procent. Piłkarze, którzy nie chcieli się zaszczepić - to jest ich sprawa. Szanujemy prywatność i decyzję każdego z nich. O pieniądzach często pan mówi, że lubią ciszę. Ale zapytam - czy wszystkie kwestie finansowe, dotyczące premii, są ustalone z zespołem? - Nie ma tu absolutnie żadnych problemów. I nigdy nie było za mojej kadencji. Zaczęliśmy rozmowę od cytatu z wypowiedzi kapitana kadry i podobnie ją zakończmy. Według Lewandowskiego sukces na Euro to taki występ drużyny, z którego będą dumni kibice. A pan czego osobiście oczekuje od tej drużyny, nie chodzi tylko o wynik? - Sport to zwycięstwa i porażki. Jeżeli ma być porażka, to każdy musi wiedzieć, że dał z siebie wszystko. Wówczas każdy wynik przyjmę ze spokojem. Nie jesteśmy drużyną, która może jechać na mistrzostwa i mówić, że chce je wygrać. Natomiast w dobrej formie musimy wszyscy powalczyć. Jako drużyna, bo Robert Lewandowski sam nam meczu nie wygra. Może zrobić różnicę, ale to jest zespół. Wiadomo, Robert może nam ułatwić trzy tysiące rzeczy. Natomiast - podkreślam - musi być zespół, a nie jeden, dwóch czy trzech zawodników. Rozmawiał: Maciej Białek